30 grudnia 2008

Ks. Piotr Pawlukiewicz na Święto Świętej Rodziny

Czy kryzys małżeński musi zakończyć się rozwodem?
Co zrobić, jak sie zachować wobec trudnego współmałżonka?
Co tak naprawdę oznacza, że "ślubuję Ci miłość na dobre i na złe"?
Czy historia życia mojego współmałżonka jest "świętą historią"?
Na te i inne pytania znajdziesz tu wiele ciekawych odpowiedzi. Zapraszam :))

27 grudnia 2008

Pójdź śladem źrenicy...

Tak wygląda Szopka na Boże Narodzenie w naszym kościele Braci Kapucynów w Lublinie przy ul. Krakowskie Przedmieście 42. Pomysł tak zbudowanej szopki nalezy do brata Piotra Morawskiego, ktory wraz z bratem Sebastianem projekt zrealizował.



Napiszcie jak Wam się podoba :)) Zapraszam do komentarzy.

24 grudnia 2008

Biskupi w sprawie in vitro



Oświadczenie Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych w porozumieniu z Prezydium Konferencji Episkopatu Polski.

Od kilku lat obserwuje się lawinowy rozwój technik w dziedzinie biomedycyny. W naszej Ojczyźnie nie ma natomiast żadnych unormowań odnoszących się do eksperymentów na zarodkach, klonowania ludzi lub zapłodnienia pozaustrojowego in vitro. Regulacja prawna jest tu sprawą bardziej niż naglącą. Jej brak jest dziś poważnym wyzwaniem moralnym dla całego społeczeństwa, a przede wszystkim dla osób odpowiedzialnych za tworzenie prawa. Niszczy się w Polsce ludzkie zarodki, wiele pozostaje w uwłaczającym godności człowieka zamrożeniu, a w konsekwencji narażone są na unicestwienie; nierzadko stają się przedmiotem handlu. W praktyce stosowania metody in vitro dokonuje się też selektywnej aborcji. Jak najszybciej trzeba temu położyć kres i nie pozostawiać delikatnego obszaru niekontrolowanym działaniom, jak to jest obecnie. Z uwagi na ochronę godności i życia każdego człowieka metoda zapłodnienia in vitro powinna być prawnie całkowicie zakazana. W porządku przekonań moralnych nie ma tutaj miejsca na kompromis, którego poszukuje się w ramach rozwiązań prawnych. Mimo sprzeciwu wobec metody in vitro, jako naruszającej godność człowieka, każde ludzkie życie – także powstałe w ten sposób – należy przyjąć z miłością. Każdej bowiem osobie przysługuje pełny szacunek i pełna godność.Z niezbywalnej godności człowieka wynika bezwzględna ochrona każdego ludzkiego życia. Jej konsekwencją jest sprzeciw nie tylko wobec aborcji i eutanazji, ale również wobec zapłodnienia pozaustrojowego in vitro oraz eksperymentów na ludzkich embrionach. Przypomniała o tym ostatnio instrukcja Kongregacji Nauki Wiary Dignitas personae, w której zaapelowano do sumień rodziców, lekarzy, naukowców i polityków o odwagę i skuteczność w obronie życia i godności człowieka. O zasadach moralnych przypomina się wszystkim – niezależnie od przekonań i wiary. Z wdzięcznością przyjmujemy ten ważny głos Stolicy Apostolskiej.Politycy stają wobec szczególnej odpowiedzialności, gdy podejmują decyzje dotyczące sprawy życia i godności człowieka. W żadnym przypadku nie jest dopuszczalna zgoda na niszczenie istnienia ludzkiego na jakimkolwiek etapie jego rozwoju. W tym kontekście należy popierać starania prawotwórcze zmierzające do stworzenia przepisów chroniących każdy ludzki zarodek. Jeśli w czyimś przekonaniu przyjmuje się w tych pracach rozwiązania zbyt restrykcyjne, to takiej restrykcyjności trudno nie uznać za zaletę. Nawet wątpiący w status ludzki embrionu muszą postępować zgodnie z etyczną odpowiedzialnością, aby pod żadnym pozorem nie zabić człowieka. Przygotowywany projekt ustawy jest do przyjęcia wyłącznie wtedy, jeśli podtrzymany zostanie zakaz zabijania i zamrażania ludzkich istnień.Zło związane z metodą in vitro nie wynika wyłącznie z faktu niszczenia w trakcie tej procedury ludzkich zarodków. Niezależnie od subiektywnie dobrych intencji bezpośrednio zainteresowanych osób metoda ta czyni człowieka przedmiotem manipulacji, gdyż traktuje go jako przedmiot „produkcji” w procesach określonej biotechnologii, a tęsknota małżonków za dzieckiem, jakkolwiek z perspektywy ich osobowej więzi i społecznych oczekiwań uprawniona, jest stawiana ponad jego niezbywalną godność. Niepokojące są sygnały o powikłaniach i niepożądanych efektach ubocznych praktyki zapłodnienia in vitro. W sposób znaczący rośnie ilość wad wrodzonych u dzieci poczętych tą metodą, nieznany jest dalszy jej wpływ metody na stan zdrowia potomstwa w późniejszym wieku i w następnych pokoleniach. Wykazano znaczny wzrost ryzyka chorób nowotworowych, np. raka piersi u kobiet poddawanych zabiegom zapłodnienia pozaustrojowego. Manipulacje dotyczące początku życia ludzkiego mogą spowodować nieprzewidywalne skutki biologiczne dla ludzkości.Gdy podejmuje się inicjatywę pierwszego unormowania, wszyscy posłowie zatroskani o ochronę praw człowieka powinni podjąć działania zmierzające do całkowitego zakazu tej metody. Gdyby jednak takie rozwiązanie prawne zostało odrzucone, ich etycznym obowiązkiem jest aktywność w całym procesie legislacyjnym, tak aby maksymalnie ograniczyć szkodliwe aspekty regulacji.

Warszawa, 22 grudnia 2008 r.

Za FRONDA.PL

19 grudnia 2008

A się napracowali chłopaki!

No i jest!
Nasz asala sportowa :)) Wiem, wiem... to duże słowa, ale dla nas, wciśniętych w samo centrum miasta, bez ogrodu, bez zielonego podwórza, ten skrawek fizycznej rozrywki jest CENNY.

Chłopaki zabrali sie do roboty i pięknie to zrobili! Dzięki że jesteście :))
Popatrzcie sami...

17 grudnia 2008

Rodzic, który da klapsa swojemu dziecku pójdzie na terapię!

Radziszewska:
Bicie dzieci to nie metoda wychowawcza
Rodzic, który da klapsa swojemu dziecku pójdzie na terapię.

Prześledź tok myślenia posłanki PO czytając fragment wywiadu.

Czy dzięki posłance Radziszewskiej dzieci będą mogły szantażować rodziców?


Konrad Piasecki (RMF FM): A jeśli chodzi o konserwatyzm. „Nie można bić dzieci. Koniec. Kropka" - tak mówił premier Tusk niedawno.


Elżbieta Radziszewska (PO): Nie można bić dzieci. A czy pan jest przeciwnego zdania?


Konrad Piasecki: Nie. Też uważam, że nie powinno się bić dzieci.


Elżbieta Radziszewska: W jakikolwiek sposób i za cokolwiek.


Konrad Piasecki: Rząd zapowiadał penalizację bicia dzieci?


Elżbieta Radziszewska: Zakazania bicia dzieci, bo penalizację stosowania praktyk związanych z uszkadzaniem ciała dzieci, czy znęcaniem się psychicznym czy fizycznym nad dzieckiem mamy. Chodziło o jawny sygnał, że dziecka nie wolno bić. Trzeba wykorzystać wszystkie inne metody. Uczyć się, jak rozwiązywać problem dziecka, a nie bić.


Konrad Piasecki: Ale jaki czytelny dać sygnał?


Elżbieta Radziszewska: Zapis w ustawie o przeciwdziałaniu przemocy domowej.


Konrad Piasecki: Że dziecka nie wolno bić.


Elżbieta Radziszewska: Tak jest.


Konrad Piasecki: A jeśli ktoś bije dziecko, to?


Elżbieta Radziszewska: I uszkadza dziecko - wzywać go np. na terapię.


Konrad Piasecki: A jeśli ktoś bije, daje klapsa i nie uszkadza dziecka?


Elżbieta Radziszewska: Kierować na terapię. To jest też w pewnym sensie kara. Uczyć rozwiązywać problemów.


Konrad Piasecki: Czyli każdy klaps to terapia?


Elżbieta Radziszewska: Nie. Schodzi pan na manowce, panie redaktorze.


Konrad Piasecki: Pytam.


Elżbieta Radziszewska: Proszę się posługiwać zdrowym rozsądkiem.


Konrad Piasecki: Minister sprawiedliwości - bo jest taka ustawa przygotowywana...


Elżbieta Radziszewska: Przez ministerstwo pracy.


Konrad Piasecki: ...mówi, że prokuratury będą zalewane skargami dzieci na rodziców i rodziców sami nawzajem.


Elżbieta Radziszewska: Myślę, że my nie dojdziemy do takiej sytuacji.


Konrad Piasecki: Jaki wyobraża pani sobie dobry zapis, który rzeczywiście nie przekroczy granic pewnego szaleństwa?


Elżbieta Radziszewska: Z tego co wiem, nie ma propozycji zmian w prawie karnym. Jest tylko propozycja jednoznacznej deklaracji i takiego zapisu w ustawie, który przeciwstawia się biciu dzieci.


Konrad Piasecki: Czyli zapisać: „Dzieci bić nie wolno"?


Elżbieta Radziszewska: Na przykład.


Konrad Piasecki: Jeśli ktoś bije dzieci, to jest kierowany na terapię?


Elżbieta Radziszewska: Tylko oczywiście językiem prawnym.


Konrad Piasecki: I tak ten zapis powinien pani zdaniem wyglądać?


Elżbieta Radziszewska: Nie wiem czy tak. Od tego są prawnicy, legislatorzy, żeby tak sformułować. Jest to bardzo trudne. Jak mierzyć siłę klapsa? Jak mierzyć, to co się dzieje? Chodzi jednak o sygnał, że dzieci nie wolno bić.


Konrad Piasecki: Ale to był pomysł rządu, więc ja pytam panią jak rząd zamierza tę sprawę zakończyć?


Elżbieta Radziszewska: Od tego są prawnicy i za chwilę będziemy mieć tę ustawę. Ona jest już napisana. Za chwilę pójdzie do konsultacji społecznych. Oczywiście część osób - w tym wypadku o konserwatywnych poglądach - wypowiada się, że bicie jest metodą wychowawczą. Oni są przeciwnikami nawet takiego deklaratywnego zapisu, że dziecka bić nie wolno. Ja myślę, że dzieci bić nie wolno.


Konrad Piasecki: A jak ktoś bije to powinien się leczyć.


Elżbieta Radziszewska: Za każdym razem, jeśli dorosła osoba bije dziecko, to znaczy, że jest bezsilna wobec problemu, z którym się spotyka. Wszyscy oglądamy czy w zachodniej telewizji program o takiej niani, która w wydzielonym domu spotyka się z rodzinami mającymi kłopoty z dziećmi, czy polski program „Superniania", gdzie widać, jak rodzice nie potrafią sobie radzić. Rodzice dzisiaj wymagają pomocy.


Konrad Piasecki: Pani minister, tylko zastanawiam się, gdzie postawić granicę? Jeśli dzisiaj zobaczymy na ulicy rodzica, który daje klapsa dziecku, to powinniśmy już zawiadamiać jakieś służby społeczne?


Elżbieta Radziszewska: Chyba pan nie sugeruje, że trzeba mamie wykręcić rękę, zawołać policjanta, mamę do sądu grodzkiego i pozbawić ją praw rodzicielskich?


Konrad Piasecki: Zastanawiam się, jak to wszystko ubrać w formy prawne?


Elżbieta Radziszewska: Od tego są prawnicy, żeby to przekuć na literę prawa. Najgorzej, jak za pisanie przepisu prawnego - polityk, czy osoby, które chcą w jakiś sposób chcą zadeklarować swoją wolę dają decyzję prawnikom, legislatorom a oni mają to przekuć na literę prawa.
Za FRONDA.PL

16 grudnia 2008

Jak to napisać Bratu?


Ludzie listy piszą...

Już wiem jak to napisać Bratu jasno i wyraźnie, tak żeby było zrozumiałe :) Chodzi mi o to dlaczego powinniśmy przynależeć do religii, a nie np. być dobrym człowiekiem, postepować zgodnie z sumieniem bez deklarowania tej przynależności? Pozdrawiam i liczę na pomoc :)


+ Witaj Aguś :) Ciesze się, że napisałaś do mnie :)) Właściwie poruszasz tu dwie sprawy, które nie muszą się ze sobą wiązać, ale najczęściej się wiążą. Otóż można być dobrym człowiekiem, nawet sprawiedliwym, uczynnym i kochającym bez wiary w Boga. Czasami zresztą niewierzący są w tym lepsi ode mnie, wierzącego :))

Dlaczego? Bo można pracować nad sobą i się poprawiać i jakoś stawać się lepszym. Tylko jest jedna rzecz:

CELEM CHRZEŚCIJAŃSTWA NIE JEST TO, ABY BYĆ DOBRYM CZŁOWIEKIEM!!!
To jest dopiero konsekwencja wiary.
To znaczy, wiara w Boga nie istnieje po to, to nie jest cel sam w sobie, aby być lepszym człowiekiem! To, że ja chce być lepszym człowiekiem jest konsekwencją wiary w Boga, bo chcę stawać się świety, czyli być takim jak ON. Widząc jak Bóg mnie bardzo kocha, chcę być lepszym człowiekiem, bo nie chcę być byle kim.

To może być szokujące dla Ciebie, ale to jest prawda. Co zatem jest celem wiary? Właściwie trzeba by zapytać, co to jest wiara, a potem, po co ona jest?

Wiara to moja relacja z Bogiem, który jest konkretną Osobą. On jest, istnieje i wiara, to poprostu moja relacja do Niego. Można ją opisywać analogicznie do relacji przyjaźni i zakochania.

Po drugie, prawda o mnie jako człowieku jest taka, że to ja potrzebuję Boga! Wiem, dzisiaj wszyscy chcą ukryć przed drugimi, że czegoś potrzebują, bo dzisiaj trzeba być samowystarczalnym, ujawnianie tego, że potrzebuję czegoś, jest dla wielu ujawnianiem słabości, a dzisiaj człowiek, który ma słabości się nie liczy. Ale prawda jest taka, że to ja potrzebuję Boga! Dlaczego? Dlatego, że to On jest Pełnią Miłości, Pełnią Prawdy, Pełnią Dobra, Pełnią Życia, bo jest Miłością, Prawdą, Dobrem i Życiem a bez tych wartości nie da się naprawdę żyć.

Skoro nie da się żyć, to chcę je zdobywać, a jesli chcę je zdobyć, to szukam Źródła, Które mi je da i pomoże zdobyć. Bóg jest celem wiary człowieka. Poznać Go i pokochać calym sercem jest powołaniem każdego człowieka. Dopiero gdy Go poznam i pokocham, gdy wejdę z Nim na drogę relacji = wiary, dopiero wtedy odkryję w Nim to czego szukam w życiu.

Wszyscy szukają szczęścia, lecz niewielu wie, ze On jest Szczęściem człowieka. Celem wiary jest też Niebo, czyli miejsce, stan, gdzie będę z Bogiem juz tak na 100% zjednoczony, czyli na 100% szczęśliwy. Tutaj na ziemi, przyjaźń z Bogiem jest tylko zapowiedzią tego co mnie czeka.

Wieczność z Nim! niesamowite!

Jeśli Go odrzucę, to wybieram tez wieczność, ale bez Niego. A wieczność bez Niego to piekło!

Nic dodać, nic ująć!

I teraz, żeby w pełni Boga poznać i znaleźć Go i pokochać, potrzebujemy Jego pomocy! :)) On tę pomoc juz nam dał. Co zrobił? Po pierwsze, umarł za mnie i za moje grzechy na Krzyżu. Mam czysty rachunek, bo On wziął na siebie wszystkie moje niezapłacone rachunki, czyli moje grzechy.
Po drugie, założył Kościół :) Tak, właśnie Kościół. To Chrystus założył Kościół, a nie księża... Kościół to wspólnota, środowisko ludzi, miejsce, gdzie Chrystus żyje i działa i w którym On chce nam Siebie dawać, bo przecież Go potrzebuję.

A zatem daje mi się w Eucharystii - Pokarm;

daje mi się w Spowiedzi - przebacza moje upadki i przywraca przyjaźń;

daje mi się w Sakramencie Małżeństwa - obiecując być źródłem miłości małżeńskiej, źródłem, które się nie wyczerpie, byle tylko byśmy chcieli z Niego czerpać.

A zatem Kościół został założony przez Chrystusa po to, abyś w nim odnalazła Boga i aby w Kościele dojść do nieba. Potrzebuję Kościoła. Poza Kościołem trudno jest się zbawić. Widzisz Aguś, religia, czy wiara to nie sprawa systemu etycznego: "tak rób, a tego unikaj".

Wiara to nie jest jakaś ideologia.

Wiara, to mój osobisty kontakt z Bogiem, moja relacja z Nim. Jak Go odkrywam, to coraz bardziej rozumiem, że ja Go bardzo potrzebuję i że bez Niego nie mogę w pełni żyć. Dlatego wiara to dopiero moje prawdziwe życie.

I co Ty na to? :)) Z Bogiem

Stosowanie tego środka spowodowało już 17 przypadków śmierci!




Aborcja pozostaje aborcją, niezależnie od tego, czy dokonuje się jej chirurgicznie, czy farmakologicznie. Jest zatem zawsze zabójstwem, bo embrion od samego początku istnienia to istota ludzka, której należą się wszystkie prawa człowieka.
Zwrócił na to uwagę kard. Javier Lozano Barragán w związku z mającą nastąpić 18 grudnia decyzją rady administracyjnej Włoskiej Agencji Farmaceutycznej o wprowadzeniu w szpitalach tabletki RU 486.
Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Chorych i Służby Zdrowia przypomniał, że ten środek wczesnoporonny został wyraźnie napiętnowany w ogłoszonej 12 grudnia instrukcji Kongregacji Nauki Wiary „Dignitas personae".
Jak czytamy w tym dokumencie, „obok środków antykoncepcyjnych w ścisłym tego słowa znaczeniu, uniemożliwiających poczęcie w następstwie aktu seksualnego, istnieją inne techniki, działające po zapłodnieniu". Określa się je jako „przechwytujące", gdy usuwają embrion przed jego zagnieżdżeniem się w macicy. Należy do nich tzw. „pigułka dzień po". Natomiast, gdy powodują zniszczenie embrionu dopiero co zagnieżdżonego, mówi się o metodach „przeciwciążowych". Tu właśnie zalicza się RU 486. Instrukcja stwierdza, że stosowanie takich środków „wchodzi w zakres grzechu aborcji i jest poważnie niemoralne. Ponadto - przypomina Kongregacja Nauki Wiary - w przypadku pewności dokonania przerwania ciąży, prawo kanoniczne przewiduje poważne konsekwencje karne". Kard. Lozano Barragán podkreślił, że cytowany dokument broni życia jako daru miłości. Zbliżające się Boże Narodzenie świętuje życie. Kościół potępia każde odebranie życia - zarówno aborcję, jak np. morderstwa mafijne. Watykański „minister zdrowia" zwrócił ponadto uwagę, że wspomniany środek wczesnoporonny nie tylko zabija poczęte dziecko, ale również szkodzi stosującej go kobiecie. Potwierdza to opinia wyrażona przez włoską minister ds. młodzieży. Wskazując na wiążące się z jego stosowaniem niebezpieczeństwa dla zdrowia kobiety, Giorgia Meloni zaapelowała, by nie uważać tabletki RU 486 za środek antykoncepcyjny, bo chodzi wyraźnie o aborcję. Alarmujące dane przytoczyła podsekretarz we włoskim ministerstwie pracy i spraw społecznych. Stosowanie tego środka spowodowało już 17 przypadków śmierci. Nie wykryły tego bynajmniej instytucje mające nadzorować farmaceutyki, ale dziennikarze i zainteresowane osoby prywatne - zaznaczyła Eugenia Roccella.
Radio Watykańskie

15 grudnia 2008

"Najnowsze dane" ?????


Aborcyjna aktywistka wkręciła angielskie media


Angielski brukowiec publikuje dane wyssane z palca. 10 milionów funtów miała wydać w 2007 roku brytyjska służba zdrowia na aborcję 10 tysięcy Polek. Poza jedną aktywistką
Takie statystyki przekazała dziennikowi rzeczniczka polskiej Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Aleksandra Józefowska.
- Funkcjonariuszka biznesu aborcyjnego wypowiada się do zachodnich mediów o sytuacji w Polsce.
Dla angielskiej gazety jest autorytetem, bo to przecież lokalne źródło, no i z organizacji zajmującej się "prawami kobiet". Może podać absolutnie każde dane z księżyca, a gazeta ich nie sprawdzi, bo po polsku nie czyta, a wybroni się zawsze, bo podaje cytat. Aborcjonistka puszcza więc w obieg astronomiczną liczbę aborcji – komentuje doniesienia „TS” publicystka Joanna Najfeld.

W artykule możemy przeczytać o restrykcyjnym polskim prawie, które pozwala przerwać ciążę jedynie w wyjątkowych przypadkach. Na wyspach prawo aborcyjne jest bardzo liberalne. Nawet 24-tygodniowy płód można usunąć. Aby ominąć Polskie prawo Polki przybywają do Wielkiej Brytanii, znajdują sobie jakąkolwiek pracę, dostają numer ubezpieczenia socjalnego (tzw. NIN). Potem wygląda to już bardzo prosto. Idą do lekarza po skierowanie na zabieg. Wszystko przeprowadzone jest legalnie i bez zbędnych pytań.
Joanna Najfeld dodaje, że - Polskie media bezkrytycznie powołują się na zagraniczne media, pomijając informacje o ich wiarygodności, źródłach, czy ogólnej reputacji. W ten sposób angielski brukowiec awansuje u nas na "poczytny dziennik", opłacana przez biznes aborcyjny promotorka zabijania dzieci staje się "przedstawicielką organizacji pozarządowej", a jej wyssane z palca brednie są nam przedstawiane jako "najnowsze dane".
Zawyżanie statystyk to znany i powszechnie stosowany zabieg koncernów aborcyjnych. W ten sposób pokazują jak duże jest zapotrzebowanie i oswajają nas z myślą o aborcji. Skoro wszyscy to robią, to nic złego.

BM

Za FRONDA.PL

poniedziałek, 15. grudnia 2008 17:59

08 grudnia 2008

Czy można się z tym zgodzić?



GORĄCO POLECAM !!!

Jeszcze raz powracam do promocji książki o Agacie - patrze na lewo i u góry - ponieważ to naprawdę trzeba przeczytać.

Jest to bardzo potrzebna pozycja, aby zrozumieć proces manipulacji organizowany w tym celu, aby poprzez konkretny i jeden przypadek, nagłośniony i zmanipulowany precedens, wprowadzać konieczność uchwalania pewnych praw.

A zatem gorąco polecam do nabycia tej książki co można uczynić poprzez link umieszczony na górze blogu, przechodząc od razu do internetowej księgarni i możliwości zamówienia pozycji.

Jeśli już ktoś tę pozycję przeczytał to zachęcam do wpisu w komentarzu.

Niech zachętą do nabycia książki będzie ten oto klip w wykonaniu autorów pozycji.


06 grudnia 2008

Święto Karty Equipes Noter - Dame - 8 grudnia

Dzień skupienia - Lublin, 6 grudnia





2 przykazanie

Ktoś powiedział:
"Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobień­stwo, a człowiek odpłacił Mu się z nawiązką".

05 grudnia 2008

On zachęca do pomagania, a nie do kupowania!


Święty Mikołaj
zachęca do pomagania a nie do KUPOWANIA :)

Z okazji tego dnia, możemy pomóc naprawdę potrzebującym.
Są nimi RODZINNE DOMY DZIECKA. Obejrzyj klip :))

Swoją drogą... Ciekawe dlaczego o takich ludziach, z tak ogromnym sercem prawie sie nie mówi?
Prawda jest taka, że rzeczywiście, jak śpiewała kiedyś Antonina Krzysztoń, istnieje inny świat i to już tu, na ziemi, nie tylko w Niebie!

Ten inny świat to rzeczywistość, w której "żyjemy, poruszamy się i jesteśmy", ale jej często nie widzimy. I nie chodzi tu tylko o rzeczywistość łaski... Nie widzimy prawdziwego świata, żyjącego wokół nas, gdzie dzieje się o wiele więcej niż w sztucznym serialu tasiemcowym... Gdzie jest tyle dobra o jakim nawet nie umiemy sobie zamarzyć... Dlaczego tego nie pokazują w głównych wydarzeniach dnia?



„40 DAYS FOR LIFE”



40 DNI

40 dni padał deszcz w czasie Potopu i odnowił świat!



40 dni Mojżesz modlił się na Górze Synaj i otrzymał 10 słów!



40 dni Goliat urągał Izraelitom, odmieniając serce Dawida, który zdobył się na odwagę i go pokonał.



40 dni trwał post i modlitwa za Niniwę i została uratowana na skutek ostrzeżeń Jonasza.



40 dni Jezus przez 40 dniowy post na pustyni przygotował się do swej działalności, która odmieniła świat.



40 dni Po zmartwychwstaniu Jezus przez 40 dni pouczał swych apostołów, którzy zostali całkowicie odmienieni.



40 dni Ameryka modliła się o koniec A B O R C J I ! I wygrała... !!!



A ja? A My? ...




1. Modlitwa i post. Pierwsze, najważniejsze, co można uczynić, co każdy z nas może zrobić, to modlitwa. W modlitwie każdy może się przyłączyć do tej kampanii. Nie tylko w USA, ale na całym świecie. Bo to nie jest problem Ameryki, to problem ludzkości. Wszyscy ludzie są naszymi braćmi i wszyscy są dziećmi Bożymi. Za wszystkich Jezus oddał swe życie na Krzyżu i za wszystkich mamy obowiązek się modlić. Ponieważ jednak Biblia nas uczy, że pewne złe duchy można wyrzucić tylko modlitwą i postem, organizatorzy tego ruchu serdecznie zachęcają do tego, by swe modlitwy wspomóc jakąś formą postu. Każdy sam w swoim sercu oceni ile może poświęcić Bogu. Nie musi to nawet być post od pokarmów, może być od telewizji, plotkowania, spędzania bezużytecznych godzin na czatach i innych stronach internetowych, post od złego języka i złego spojrzenia, post od grzechu. Ale post o chlebie i wodzie na pewno nikomu także nie zaszkodzi. ;)



2. Pokojowe czuwanie.Drugą rzeczą, jaką będziemy robić w czasie tych 40 dni, to pokojowe czuwanie naprzeciwko klinik aborcyjnych, modląc są o ich zamknięcie i oferując gotowość pomocy wszystkim tym, którzy może nie widzą innego wyjścia, niż zabicie własnego dziecka. Modlitwa taka ma wielką moc, ratuje życie dzieciom i o ile nie jest niczym nadzwyczajnym w USA spotkanie modlących się ludzi przed klinikami zabijającymi dzieci, to w czasie tej akcji czuwanie będzie trwało niezmiennie przez całą dobę, dzień i noc, przez okres 40 dni. Ja nigdy jeszcze nie modliłem się pod kliniką aborcyjną. Zawsze chciałem to zrobić, nigdy nie było czasu. Ale dzisiaj na pewno pójdę tam pierwszy raz i jestem pewien, że nie będzie to ostatni. Pójdziemy tam też z dziećmi, żeby pomodlić się całą rodziną i dać świadectwo naszym przekonaniom. W końcu Victoria urodziła się w 24. tygodniu ciąży, w momencie, gdy co roku tysiące innych matek decyduje się na zabicie swojego dziecka. Albo może inaczej: Są do tego namawiane, przymuszane presją społeczną, sytuacją domową, własnym strachem i tym, że nie widzą wyjścia ze swej trudnej sytuacji. Dlatego nie oskarżam tu nikogo, ale chciałbym dać świadectwo prawdzie.



3. Wyciągnięcie ręki do lokalnej społeczności. W czasie tych 40 dni akcji jej uczestnicy aktywnie będą starali się dotrzeć do wszystkich mieszkańców naszego miasta z wiadomością o niej. Będą petycje do podpisania i ulotki informujące. Ludzie będą chodzili od drzwi do drzwi informując o akcji, będą informacje udostępnione mediom, uczelniom, kościołom itd., itp.



W Dallas 1200 osób wzięło udział w kampanii, 89 parafii wzięło aktywny udział i uratowano życie 17 dzieci.

30 listopada 2008

Pytanie, które musi się pojawić: CZY JA CIĘ POTRZEBUJĘ, PANIE?

JAK BARDZO CZEKAM NA CIEBIE?

JAK BARDZO?

Adwent

Czas radosnego oczekiwania na Pana!


21 listopada 2008

Jak zrozumieć sens miłości?

Myślę, że ważne jest to, aby tę zadługą łyżkę w swoim życiu zaakceptować. Co Ty na to?
Posłuchaj...


Kazanie ze Mszy św. w Krynicy Morskiej o rychłą beatyfikacje Sługi Bożego Jana Pawła II
Czerwiec 2008

20 listopada 2008

Nasi Bracia z Krakowa - spotkanie braterskie

Kiedy pierwszy raz słyszałem o czymś takim jak "dar spotkania" to kompletnie nie miałem pojęcia o co chodzi. Wydawało mi się to jakoś tak bardzo poetycko sformułowane i dalekie od rzeczywistości... Takie nazywanie na siłę wszystkiego darem...

Wiem, wiem... "Wszystko jest łaską (darem)" napisał św. Paweł. Ale ile trzeba czasu aby do tego dorosnąć, to druga sprawa!

Jednak dziś, kiedy moi współbracia z Krakowskiej prowincji wyjechali już, to wiem, że ten czas był łaską spotkania. Jest coś fascynującego w poznawaniu drugiego człowieka. Było ich tylko trzech, ale kazdy z nich to osobny świat. Nasze rozmowy, opowiadanie "jak to u nas..." to wszystko kreśliło szkic niezwykłego świata osoby.

Taki świat, otwarty przed tobą w spotkaniu to rzeczywiscie dar!


Made with Slideshow Embed Tool

19 listopada 2008

Zakątek piękny jak Niebo

Miejsce gdzie przyjeżdżałem dwa razy do roku na Szkołę dla spowiedników.
To jednak jest jakieś inne miejsce…
Tu jest jak w Niebie, choć tam jeszcze nie byłem!
Jeżeli jest tam tak jak tu, to ja już chcę tam…



Dałeś nam oczy abyśmy widzieli…
Dałeś nam serce abyśmy to co widzimy podziwiali…
Dałeś nam uczucia abyśmy podziw wyrażali…
Dałeś, aby zatęsknić…
Made with Slideshow Embed Tool

18 listopada 2008

Slajdy z wyprawy do Rezerwatu Lasy Janowskie - 10 listopada 2008

Wyprawa całego Junioratu na cały dzień to nie częsta radość dla nas wszystkich. Wiadomo, obowiązki, sprawy do zrobienia, gdzieś się biega i lata… Udało się zatem wyjechać!
Miejsce to rezerwat Lasów Janowskich (Janów Lubelski).

A w lesie… O rany! Co za widoki… Miałem wrażenie, że jesteśmy w środku lata, bo barwy które nas zalały były oszołamiająco podobne do zieleni z lipca lub sierpnia…

Jak możecie zobaczyć, to moi wszyscy Bracia z tak zwanego Junioratu, w którym jestem dla nich bratem wychowawcą. Kameralne towarzystwo J

Taki czas to doświadczenie braterstwa w „terenie”. Ciągle widzę jak na nowo odkrywa się każdego brata… obecność… współdziałanie… współrozumienie… heheheeee… brzmi to jak tezy z analizy transakcyjnej…

Dziękuję moim braciom za ten czas!


Made with Slideshow Embed Tool

05 listopada 2008

Tato, czy pobiegniesz ze mną w maratonie?




dla wszystkich OJCÓW i nie tylko :))

Tatusiu! DO BOJU!

CO TY NA TO tato?


tato.net




DEKALOG EFEKTYWNYCH OJCÓW

1. OKAZUJ SZACUNEK MATCE SWOICH DZIECI
Jedną z najlepszych rzeczy, jaką ojciec może zrobić dla swoich dzieci, to okazywać szacunek dla ich mamy. Jeśli jesteś żonaty, dbaj o relacje w swoim małżeństwie. Jeśli nie - szanuj i wspieraj matkę swoich dzieci. One nasiąkają atmosferą więzi, jaka jest między rodzicami. Jeśli jest pełna szacunku, będzie najlepszym środowiskiem wzrostu i prawidłowego rozwoju dzieci.
2. DAJ DZIECIOM SWÓJ CZAS
Sposób, w jaki spędzasz czas ze swoimi dziećmi mówi im, na ile są one dla ciebie ważne. Jeśli ciągle wyglądasz na zapracowanego i nie masz dla nich czasu, nie dziw się, że to, co do nich mówisz jest pustosłowiem. Gdy potraktujesz swoje dzieci jak skarb, będziesz musiał poświęcić dla nich inne rzeczy, by móc spędzać z nimi czas. Dzieci rosną szybko, i tak naprawdę chwile z dzieckiem odkładane, zaniedbane, -są stracone na zawsze.
3. ZAPRACUJ NA AUTORYTET
Najczęściej, albo zbyt często jedynym czasem rozmów z dzieckiem jest sytuacja, gdy coś "zmaluje". Mama wtedy oschle przekazuje komunikat :"ojciec chce z tobą rozmawiać". Trudno się dziwić, że "porozmawiać" kojarzy się wówczas negatywnie i wywołuje u dziecka dreszczyk lęku. Woli ono unikać "rozmów" z ojcem. Nie popełnij tego błędu i zaczynaj rozmawiać z dzieckiem, kiedy jest jeszcze małe, i chętnie przychodzi do ciebie z całym swoim światem. Znajdź czas i słuchaj. W przyszłości dziecku będzie łatwiej dzielić się i radzić sobie z trudnymi tematami.
4. WYMAGAJ Z MIŁOŚCI
Wszystkie dzieci potrzebują prowadzenia i dyscypliny. Może nie koniecznie jako kary, ale przede wszystkim wyznaczania jasnych granic. Przypominaj dziecku o konsekwencjach złego postępowania, ale także nagradzaj oczekiwane zachowanie. Ojciec, który wymaga i wprowadza dyscyplinę w sposób opanowany i sprawiedliwy, również w ten sposób okazuje miłość swoim dzieciom.
5. BĄDŹ WZOREM
Ojciec jest wzorem, jakby matrycą dla swojego dziecka, bez względu na to, czy jest ono tego świadome, czy nie. Dziewczynka spędzając czas z kochającym ojcem wzrasta w poczuciu, że zasługuje na traktowanie z szacunkiem przez chłopców. Tej cechy będzie też szukała u przyszłego męża. Ojciec może nauczyć syna tego, co jest naprawdę w życiu ważne pokazując na własnym przykładzie uczciwość, pokorę czy odpowiedzialność. "Życie jest teatrem. . . " a ojciec gra w nim jedną z najważniejszych ról. . .
6. BĄDŹ NAUCZYCIELEM
Jeśli nauczysz swoje dziecko tego, co jest dobre, a co złe, będziesz świadkiem jego dobrych wyborów. Zaangażowany ojciec codziennie omawia sytuacje, podaje przykłady, by pomóc dziecku zrozumieć i nauczyć się podstawowych lekcji życia.
7. DBAJ O WSPÓLNE, RODZINNE POSIŁKI
Nic tak nie daje poczucia przynależności do rodziny, jak wspólny stół. Dzielenie się "chlebem" jest jedną z najważniejszych rzeczy, jakie robimy razem. Wyznaczony czas posiłków może wprowadzić rytm i porządek w zapracowany i pełen wrażeń dzień. Dla dzieci jest to świetna okazja, by móc podzielić się tym, co aktualnie przeżywają. To jest również świetny czas dla ojca, aby słuchał i by mógł udzielić rady czy wsparcia, jeśli trzeba. Trudno przecenić wysiłek podjęty, by rodzina mogła spotykać się przy stole każdego dnia.
8. CZYTAJ DZIECIOM
W świecie, gdzie telewizja dominuje w życiu dzieci, ważne jest, by ojciec poświęcił czas, czytając im. Dzieci uczą się najlepiej, kiedy coś robią, słuchają, oglądają, bądź czytają. Zaczynaj czytać, gdy dzieci są jeszcze bardzo małe. Gdy są starsze, zachęcaj je, by czytały same. Zaszczepienie w dziecku miłości do czytania jest cennym bagażem, w jaki możesz je wyposażyć na przyszłość.
9. OKAZUJ UCZUCIA
Dzieci potrzebują bezpieczeństwa, które rodzi się z pewności, że są chciane, akceptowane i kochane przez swoich rodziców. Przytulanie i okazywanie pozytywnych uczuć, to najlepszy sposób, by przekonać dzieci, że je kochasz.
10. ROLA OJCA NIGDY SIĘ NIE KOŃCZY
Również, gdy dzieci są już dorosłe i gotowe, by wyfrunąć z gniazdka, będą zawsze szukać twojej życiowej mądrości i rady. Bez względu na to, czy sprawa dotyczy dalszej nauki, nowej pracy, czy ślubu, ojciec nadal będzie grał najważniejsza rolę w życiu swoich dzieci, nawet, gdy założą własne rodziny. . .








Historia sukcesu - tato.net



27 października 2008

Z serii: DLA MAŁŻONKÓW i nie tylko :))

Stosowanie Naturalnych Metod Planowania Rodziny wbrew naturze człowieka?



Najwyższy czas, by rozstać się z błędnym wy­obrażeniem, jakoby stosowanie metod naturalnej regulacji poczęć wymuszało zachowania wbrew naturze. Badania porównawcze, obejmujące zacho­wania się zwierząt i ludzi w sferze płci, pozwalają określić jednoznacznie, że u zwierząt występuje sterowanie HORMONALNE (estrogeny są u małp rzeczywiście hormonami rui), podczas gdy u ludzi ma miejsce sterowanie KOROWE. Oznacza to, że program naturalnego planowania rodziny zastoso­wany u zwierząt byłby równoznaczny z pogwałce­niem ich natury.


Natomiast program ten wychodzi naprzeciw ludzkiej naturze z uwagi na zdolność PRZETWARZANIA, PRZEMIENIANIA I UWEWNĘTRZNIANIA surowych pobudzeń, napięć i pożądań. Wów­czas to pojawiają się charakterystyczne przeobra­żenia: elementarne podniecenie przemienia się we wzruszenie, pożądanie w bezinteresowny zachwyt, dążenie do przyjemności w odkrywanie radości.

Przypominają się słowa Owidiusza; Video meliora, proboque, deteriora sequor („Widzę i pochwalam to, co lepsze, lecz wybieram gorsze"). Jest to rzeczywisty dramat naszego (i nie tylko) pokolenia. Jeśli jednak zdobędziemy się na zgodę, by żyć w prawdzie, otwierają się przed nami pociągające perspektywy. Przede wszystkim jednak trzeba ten dramat sobie uświadomić, aby zaraz potem uruchomić twórcze możliwości, jakie w nas tkwią. Tylko wtedy nasza miłość pozostaje stale otwarta na życie.

Silnie nagłaśniany mit, że okresowe odstąpienie od zbliżeń w okresie naturalnej, cyklicznej płodności jest zachowaniem sprzecznym z naturą, odszedł do lamusa wobec badań porównawczych dotyczących zachowań seksualnych u małp naczelnych i u czło­wieka.

Cykliczność występuje w obydwu gatun­kach, hormony estrogenne (oestrus = ruja) także. U par małpich zależność nasilenia bądź osłabienia kontaktów seksualnych jest wyraźna. Krzywa aktywności kopulacyjnej silnie zwyżkuje w środko­wej części cyklu, zaś w pomiesiączkowej i poowulacyjnej fazie utrzymuje się na niskim poziomie.

U par ludzkich natomiast przejawy pobudliwości seksualnej, rejestrowane statystycznie, rozkładają się w przebiegu cyklu równomiernie. Wpływ estroge­nów nie zaznacza się. Tak więc u par ludzkich gotowość do zbliżeń intymnych nie wiąże się w szczególny sposób z fazą jajeczkowania, podczas gdy u naczelnych aktywność kopulacyjna ogranicza się do tego okresu.


Wyniki obserwacji porównawczych uzasadniają stwierdzenie, że u małp ma miejsce sterowanie hor­monalne, natomiast u ludzi sterowanie korowe. Oznacza to, że w gatunku homo sapiens w prze­biegu cyklu przeważa czas, w którym utrzymana aktywność seksualna służy budowaniu więzi. Stan gotowości do zbliżeń nie wykazuje powiązania z naporem hormonów estrogennych zwyżkujących w fazie owulacyjnej, lecz z czynnikami natury psychicznej, emocjonalnej i duchowej. W ten spo­sób ujawnia się wolność człowieka od nacisków popędu.

Fragment pochodzi z ksiażki:
Fijałkowski W. Niewykorzystany dar płci. Wyd WAM, Kraków 1997 s. 54-55. 60.


Zapraszam do komentarzy :))

Już niebawem autentyczne świadectwa osób stosujacych NPR!

23 października 2008

Księgarnia Internetowa - Tolle et lege
Książki warte Twojego czasu
starannie wybrane, sprawdzone, zrecenzowane
i z dostawą do domu


WEJDŹ TUTAJ
www.tolle.pl?pp=438

KSIĄŻKA DO POLECENIA

Zgwałcona 14-latka

walczy o prawo do aborcji, którego odmawiają jej okrutni obrońcy życia. W tej walce wspierają ją

szlachetni dziennikarze

"Gazety Wyborczej", "Newsweeka" i Radia TOK-FM.

Tak wyglądać miała sprawa, którą w czerwcu 2008 roku żyła cała Polska. Opowieść ta ma jednak niewiele wspólnego z prawdą. Była to stworzona na potrzeby mediów manipulacja, obliczona na to, by zmienić nastawienie Polaków do kwestii ochrony życia. W rzeczywistości nastolatka nie została zgwałcona, nie chciała aborcji, a do zabicia nienarodzonego dziecka zmuszali ją dorośli. Kulisy manipulacji, w której instrumentalnie posłużono się młodą dziewczyną i jej dzieckiem, odsłania dziennikarskie dochodzenie Joanny Najfeld i Tomasza Terlikowskiego.

Zostań OBSERWATOREM mojego Bloga


Mam wielką przyjemność zaproponować Tobie skorzystanie z funkcji: "obserwator mojego bloga". Jeśli chcesz, aby każda zmiana i aktualizacja na tym blogu nie uszła Twojej uwadze to mozesz skorzystać z tej funkcji umieszczonej po prawej stronie wiadomości, na górze. Przebieg zapisu jest bardzo prosty. Możesz występować tu jako oficjalna Osoba lub możesz pozostać Osobą Anonimową!


Będzie mi bardzo miło, jeśli skorzystasz z mojego zaproszenia :))

26 września 2008

Triduum przed świętem Ojca Pio - DZIEŃ TRZECI - "WALCZ I UFAJ!"

Gdy masz walczyć wybierz odpowiednią broń
Ojceic Pio toczył wiele bitew w sytuacji dręczenia przez pokusy jak i w ocaleniu innych dusz. Jego walka była bardzo realna gdy dochodziło do fizycznej bójki z Szatanem. Liczne since na całym ciele, utrata przytomności, obicia świadczą o tym jak zaciekle zły duch walczył o wydarcie dusz ludzkich z opieki Ojca Pio.
Jaka była jego odpowiedź? Oto jego słowa:

Uwielbiebie Jezusa Eucharystycznego

MODLITWA

Najlepszym pocieszeniem ducha jest umocnienie pochodzące z modlitwy.

Zbawiać duszę można tylko modląc się ustawicznie.

Modlitwa powinna być natarczywa, o ile ta natarczywość jest odbiciem wiary,

Modlitwy świętych w niebie i dusz sprawiedliwych na ziemi są zapachem, który nigdy nie zniknie,

Modlitwa jest najlepszą bronią, jaką posiadamy. Jest ona kluczem, który otwiera Serce Boga.

Modlitwa jest przelewaniem naszego serca do serca Boga.

Poprzez książki szuka się Pana Boga, a w modlitwie myślnej znajduje się Go.

Módl się wytrwale, ufnie, zachowując spokój i pogodę ducha.


Fragment listu o. Pio:

Módlmy się bez przerwy. (20 czerwca 1913r.)



FIAT

Usiłuj postępować zawsze zgodnie z wolą Boga w każdym przypadku i nie lękaj się. Ta zgodność jest pewną drogą, aby dojść do nieba.

Fragmenty listów o. Pio:

Niech się dzieje zawsze we mnie, wokół mnie, we wszystkim i dla wszystkiego najwyższa i najmilsza wola Boga, ponieważ ona umożliwia mi wytrwanie. (10 stycznia 1911r.)

Jakże trudno jest żyć sercem! Trzeba umierać w każdym momencie śmiercią, która nigdy nie zabija, by żyć- umierając i umierając- żyć. (20 listopada 1921r.)

Niech zawsze będzie wysławiany Ojciec w Niebie, który raczy traktować mnie w ten sposób. Niech będzie otoczony chwałą w moim ciele, ponieważ On jest moim życiem, a ja żyję tylko po to, by mu służyć. Nie żyję dla siebie, lecz jedynie dla Niego. (30 października 1914r.)

Błagam Cię o Mój Dobry Boże, abyś był moim życiem, moją barką i moją przystanią. Sprawiłeś, że wstąpiłem na Krzyż Twego Syna, a ja robię wysiłki, aby jak najlepiej do niego się dopasować, Jestem przekonany, że już nigdy nie zstąpię z tego krzyża i że już nigdy nie zobaczę rozpogodzonego nieba. (8 listopada 1916r.)

Mam nadzieję i ufam Bogu, że nie błądzę, chociaż moje uczucie skłania mnie do uwierzenia, że wszystko jest możliwe. (15 sierpnia 1916r.)

To, co naprawdę jasno rozumiem, to to, że moje serce kocha mocniej, niż poznaje mój rozum. Tylko tego jestem pewny. Jestem tak bardzo pewny, że moja wola kocha Tego Najczulszego Oblubieńca, iż poza pewnością co do Pisma Św. niczego nie jestem tak pewny jak tego. (24 października 1913r.)

Roztrząsam, wzdycham, płaczę, lamentuję, ale wszystko nadaremnie. Będę to jednak robił tak długo, aż moja biedna dusza złamana bólem i bezsilna podda się Panu, mówiąc: nie moja wola, o Najsłodszy Jezu, lecz Twoja niech się stanie. (koniec stycznia 1916r.)

Ale „Fiat” powtarzam ciągle i nie pragnę niczego innego, jak tylko dokładnego wypełnienia tego „Fiat” właśnie w taki sposób, w jaki Pan Bóg tego pragnie- wypełnienia go wspaniałomyślnie i stanowczo. (19 czerwca 1918r.)

Nie wiem co mnie spotka. Jednakowoż jedno wiem tylko z całą pewnością, że Pan Bóg nigdy nie zawiedzie w spełnieniu swoich obietnic. „Nie bój się, sprawię, że będziesz cierpiał, ale dam Ci także siłę do znoszenia cierpienia. Pragnę, aby Twoja dusza była oczyszczona i doświadczona codziennym i ukrytym męczeństwem. Pod krzyżem uczy się miłości, a Ja nie obdarzam nim wszystkich ludzi, ale tylko te dusze, które są mi najdroższe” -powtarzał mi ciągle Pan Jezus.”

Po co zraniony mam pozostawać jeszcze dłużej na tym świecie. Nie ma dla mnie jakiegoś balsamu, będącego w stanie złagodzić tę okrutną ranę; pozostaje mi tylko pogodzenie się z takim stanem, by podobać się także w tym Mojemu Słodkiemu Panu. (4 września 1915r.)

Nowy relikwiarz z wycinkiem zakrwawionego bandaża Ojca Pio

Prawdą jest, że cierpię, lecz cieszę się z tego, że to nie jest opuszczenie przez Boga, ale raczej delikatność Jego subtelnej miłości.
Ale niech się dzieje tak, jak On chce. Mnie wystarczy tylko to, abym wiedział, że tego wszystkiego chce Bóg i z tego powodu się raduję. (29 listopada 1910r.)

Pośród tej męki znajduję siłę, aby wypowiedzieć bolesne Fiat! Och, jak słodkie, a jednak jak gorzkie jest to Fiat. Ty tniesz i łagodzisz, ranisz i leczysz, zadajesz śmierć i w tym samym czasie dajesz życie. Jestem gotów na wszystko, aby tylko Jezus był zadowolony i aby zbawił dusze bliźnich, zwłaszcza te, które mi powierzył.

Wszystko, co mogę powiedzieć to to, że doświadczam coraz głębiej tej krańcowej wewnętrznej męki, z największym poddaniem się Woli Bożej. (16 czerwca 1921r.)

Zresztą, ja zawsze będę wymawiał Fiat poddania się, (24 listopada 1918r.)


WALKA I UFNOŚĆ

To przez doświadczenia Bóg przywiązuje do siebie dusze, szczególnie przez Niego umiłowane.

Zwątpienie w Boga jest dla Niego największą obelgą.

Strach jest większym złem niż samo zło.

Bardzo cierpię z tego powodu, że nie będę mógł zdobyć dla Boga wszystkich moich braci, W pewnych momentach jestem bliski śmierci z powodu bólu serca na widok tylu cierpiących dusz, którym nie mogę przynieść ulgi oraz z powodu tylu bliźnich sprzymierzonych z szatanem.

Nie słodyczy, ale bólu nam potrzeba. Oschłość, niechęć, słabość- oto są oznaki prawdziwej miłości. Ból jest miły, wygnanie jest piękne, ponieważ cierpiąc możemy dać coś Bogu.

Akceptuj każde cierpienie i niezrozumienie, które pochodzą od Najwyższego. Tak postępując, udoskonalisz się i uświęcisz.

Im więcej będziesz mieć goryczy, tym więcej uzyskasz miłości.

Mój Jezu! To moje serce jest Twoim. Racz je wziąć, racz je napełnić Twoją miłością, a później rozkazuj mi, abym czynił to, co Ty chcesz.


Poddanie się nie oznacza, że się jest niewolnikiem, lecz wolnym z powodu otwarcia się na dar świętej rady.

Brak miłości jest jak zranienie Bożej źrenicy oka. Czy jest coś wrażliwsze od źrenicy?

Brak miłości jest jak grzech przeciwko naturze.

Jak ciało potrzebuje pokarmu, tak dusza potrzebuje krzyża- dzień po dniu- aby oczyszczać się i odrywać od stworzeń. Chciejmy zrozumieć, że Bóg nie chce i nie może nas zbawić ani uświęcić bez krzyża; im bardziej pociąga do siebie jakąś duszę, tym bardziej ją oczyszcza przez krzyż.

Projekcja krótkiego filmu o Ojcu Pio

Fragmenty listów o. Pio:

Och, Boże! Daj się odczuć mojemu biednemu sercu i dopełnij we mnie dzieło, które rozpocząłeś. Słyszę głęboko wewnątrz mnie głos, który ciągle mi mówi: uświęcaj siebie i uświęcaj innych. (listopad 1922r.)

Praca, która mi ciąży i wyczerpuje mnie ciągle zarówno w dzień, jak i w nocy, a także moje fizyczne dolegliwości które wzmagają się od kilku dni, Pracuję ciągle mimo bólu, a ilość pracy jest tak wielka, że nie mam czasu litować się nad sobą, To jest prawdziwy cud, że nie tracę głowy. (14 marca 1921r.)

Jak bardzo cierpię, kiedy widzę, że Pan Jezus nie tylko nie jest czczony przez ludzi, ale i to jest gorsze, znieważany przede wszystkim tymi strasznymi bluźnierstwami. Wolałbym umrzeć albo przynajmniej stać się głuchy, niż słuchać tak wielu zniewag wyrządzanych Panu Bogu przez ludzi. Modliłem się do Pana Boga następująco: Panie, pozwól mi umrzeć raczej, niż być obecnym przy tych, którzy w tej chwili Cię obrażają, (2 września 1911r.)

Sprzedaż dwumiesięcznika "Głos Ojca Pio"

Miło żyć i cierpieć za bliźnich. (1 listopada 1920r.)
Pan Jezus jest moim świadkiem i Jemu samemu ofiarowałem i ofiaruję moją krańcową mękę. (1 października 1921r.)

Myśli z homilii wygłoszonej na Eucharystii

Zachowywanie się w czasie próby!

Sposób Ojca Pio!

- uciekanie się do modlitwy – czasami wydaje mu się, że jego modlitwa jest odrzucona, bezużyteczna. Dlatego jednak nie przestaje się modlić!
„Mój ojcze – pisze do swojego kierownika duchowego – nie ustawaj w modlitwie i spraw, by inni modlili się za mnie, aby ciężar mojej posługi i moje dotkliwe udręki duchowe mnie nie zmiażdżyły. Odczuwam ekstremalną gorycz duszy. Niech Jezus nieustannie opiekuje się mną”

- zgadzanie się z wolą Bożą – „Ale Fiat powtarzam ciągle i nie pragnę niczego innego, jak tylko dokładnego wypełnienia tego Fiat właśnie w taki sposób, w jaki Pan Bóg tego pragnie – wypełnienia go wspaniałomyślnie i stanowczo”

- wierność obietnicom – nieugięta wola pozostawania wiernym Bogu, stanowcza decyzja, by raczej tysiąc razy umrzeć, niż Mu wyrządzić dobrowolnie najdrobniejszą przykrość i by całą siłą woli być wytrwałym w spełnieniu złożonych obietnic.
„Mój ojcze, kto potrafi odkryć niezmiernie wielkie udręki mego ducha. Mam wrażenie, że umieram w każdej chwili; wydaje mi się, chwieję się w każdym momencie. Jestem poddany próbie wszystkiego. Żyję w wiecznej nocy. Cierpi się, ale mam pewność, że wśród cierpienia i nieprzeniknionych ciemności, w których mój duch jest ciągle pogrążony, nie słabnie moja nadzieja”.

- bezwarunkowe poddanie się duchowym kierownikom i Kościołowi – Ojciec Pio wśród ciemności zawsze szuka portu ocalenia w posłuszeństwie. Na pogrzebie Ojca Pio Enrico Medi powiedział:
„Kiedy Kościół zażądał od niego ofiary, aby nie odprawiał Mszy św. publicznie, nie odprawiał jej;
Kiedy zażądano od niego ofiary, aby pozostawał w ciszy i zamknięciu, pozostał w ciszy i zamknięciu;
Kiedy zażądano od niego, aby przemówił, to przemówił;
Aby się modlił, to modlił się;
Aby odprawiał Mszę, to odprawiał Mszę;
Kiedy powiedziano mu, aby umarł, to umarł”

„Czuję, że duchem jestem ciągle coraz bardziej zanurzany w najgęstszych ciemnościach, które mi napełniają moją duszę krańcowym przerażeniem; ciągle jednak trwam w poddaniu się i zaufaniu wobec przełożonych”.
Największe cierpienie Ojca Pio to niepewność, czy podoba się on Jezusowi!

22 września 2008

Triduum przed świętem Ojca Pio - DZIEŃ DRUGI - "MÓW AMEN - FIAT!"

Projekcja filmu
- świadectwo Nicka Vujicica, urodzonego bez rąk i bez nóg, a żyjącego bez ograniczeń!

W sali zebrało się wiele osób. Nikt się nie spodziewał, że bedzie aż takie zainteresowanie. Cieszymy się bardzo :)


NlCK VUJICIC

BEZ RĄK, BEZ NÓG, BEZ OGRANICZEŃ

Biblia mówi: „Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie". Nasze zranienia, ból i zmagania uważać za prawdziwą radość? Czy to możliwe? Jako że moi rodzice byli chrześcijanami, a tato nawet był pastorem, bardzo dobrze znali ten tekst biblijny. Jednak rano 4 grudnia 1982 roku w Melbourne w Australii słowa: „Chwała Bogu!" były ostatnimi, jakich można się było spodziewać po moich rodzicach. W ich ustach musiałyby one brzmieć: „Chwała Bogu! Nasz pierworodny syn urodził się bez kończyn!". Nic wcześniej nie wskazywało na to, że dziecko urodzi się kalekie, rodzice nie mieli wiec czasu, by się na to przygotować. Lekarze byli zszokowani i nie mieli żadnej odpowiedzi! Do dziś nie odkryto jakiejkolwiek medycznej przyczyny tego stanu rzeczy. Mam brata i siostrę — urodzili się zdrowi; są normalni, jak inne dzieci.
Cały kościół bolał i opłakiwał moje narodziny, a rodzice byli zdruzgotani. Każdy pytał: „Jeśli Bóg jest Bogiem miłości, to dlaczego pozwala, by coś takiego zdarzyło się komukolwiek, a szczególnie oddanym chrześcijanom?'". Mój tato myślał, że nie pożyję długo, ale z badań lekarskich wynikało, że byłem zdrowym chłopcem, któremu po prostu zabrakło kilku kończyn.
Zrozumiałe, że moi rodzice bardzo martwili się o moją przyszłość. W tamtych wczesnych latach, zanim poszedłem do szkoły, i w początkach mojej szkolnej nauki Bóg obdarował moich rodziców siłą, mądrością i odwagą.
Prawo australijskie nie pozwalało mi — z uwagi na moje kalectwo — uczestniczyć w normalnym programie szkolnym. Bóg dokonał cudu. On też dał mojej mamie siłę do walki o zmianę tamtego prawa. Byłem pierwszym niepełnosprawnym uczniem, który otrzymał pozwolenie na włączenie się w główny program szkolny.
Lubiłem chodzić do szkoły. Próbowałem żyć tak jak wszyscy inni, ale w tym wczesnym okresie szkolnym — z powodu mojej fizycznej odmienności — doznawałem wielu nieprzyjemności, odrzucenia i brutalności. Było mi bardzo trudno przyzwyczaić się do takiego traktowania, ale z pomocą moich rodziców zacząłem rozwijać wartości, które pomogły mi przejść przez te trudne i pełne wyzwań lata. Wiedziałem, że choć fizycznie się różnię od innych, wewnętrznie jestem taki sam jak każdy człowiek. Rodzice mnie zachęcali, abym nie zwracał uwag na zachowanie kolegów i bym poprzez rozmowę starał się zaprzyjaźnić z niektórymi dziećmi. W niedługim czasie część uczniów odkryła, że naprawdę jestem taki sam jak oni i od tego czasu Bóg błogosławił mi, dając nowych przyjaciół. Bywały takie dni, kiedy odczuwałem wielkie przygnębienie i złość, ponieważ nie mogłem ani zmienić swojego położenia, ani też nikogo za nie oskarżać. Na lekcjach religii dowiedziałem się, że Bóg kocha nas wszystkich i że troszczy się o nas. Jako dziecko, rozumiałem te miłość, ale nic rozumiałem, dlaczego — skoro mnie kocha — uczynił mnie takim, jakim jestem. Czy dlatego, że zrobiłem coś złego? Myślałem, że tak. ponieważ ze wszystkich dzieci w szkole tylko ja byłem inny — taki dziwny. Czułem, że jestem ciężarem dla tych, którzy mnie otaczają, że im szybciej odejdę, tym lepiej będzie dla wszystkich. Chciałem skończyć swoje życie w młodym wieku, ale wdzięczny jestem moim rodzicom i krewnym, którzy zawsze byli ze mną, wciąż pocieszali mnie i wzmacniali.
Z uwagi na moje przykre emocjonalne zmagania, jakich doświadczałem, szacunkiem do siebie i samotnością. Bóg zaszczepił mi pragnienie dzielenia się moim doświadczeniem. W ten sposób mogłem pomagać innym ludziom, którzy zmagają się z podobnymi wyzwaniami. by pozwolili Bogu zamienić trudności na błogosławieństwa. Miało to zachęcać i inspirować innych do życia pełnego i nie pozwolić, by cokolwiek pokrzyżowało ich drogę do szczęścia oraz realizacji ich nadziei i marzeń.
Jedna z pierwszych lekcji, których się musiałem nauczyć, polegała na tym, by niczego nie traktować jako przesądzone. „A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują". Ten tekst przekonał mnie, że nie istnieje coś takiego jak przypadek, że wszystkie te złe rzeczy nie dzieją się tak po prostu w naszym życiu. Wiedząc, że Bóg nie dopuściłby, aby cokolwiek stało się w naszym życiu, jeśli w tym wszystkim On nie ma jakiegoś dobrego celu, zachowuję w sercu zupełny pokój.
Gdy miałem piętnaście lal, przeczytałem historię zapisaną w 9. rozdziale Ewangelii Jana. Jezus wyjaśnił cel, dla którego człowiek tam opisany urodził się ślepy: „aby się na nim objawiły dzieła Boże"3. Prawdziwie i szczerze wierzyłem, że gdyby Bóg mnie uzdrowił, byłbym wielkim świadectwem Jego niesamowitej potęgi i mocy. Później zrozumiałem, że gdy modlimy się o coś zgodnie z wolą Boga, to się tak dzieje, ale jeśli to nie jest zgodne z wolą Bożą, to wiem, że On ma dla nas coś lepszego. Teraz widzę, że przez to, jakim jestem, Jego chwała objawia się w sposób, w jaki inni ludzie nie mogą jej objawić.
Obecnie jestem dorosłym mężczyzną i ukończyłem studia handlowe o kierunku księgowość i planowanie finansów. Jestem też utalentowanym mówcą, rozmiłowanym w opowiadaniu i dzieleniu się z ludźmi moim osobistym doświadczeniem. Mam przygotowanie, by przemawiać na tematy, które stanowią wyzwanie dla nastolatków; zachęcać ich i wzmacniać. Mam pasje i pragnienie docierania do młodzieży, a także trwania w gotowości czynienia wszystkiego, czegokolwiek Bóg ode mnie zażąda, pójścia wszędzie tam, dokądkolwiek On mnie poprowadzi. Mam wiele marzeń i celów, które postawiłem sobie w życiu. Chcę stawać się coraz lepszym świadkiem Bożej miłości i nadziei; pragnę zostać międzynarodowym inspirującym mówcą i być wykorzystany jako Boże narzędzie zarówno wśród chrześcijan, jak i niechrześcijan. W wieku 25 lat pragnę być finansowo niezależny na drodze uczciwych inwestycji majątkowych. Chcę przystosować samochód do tego, bym mógł nim osobiście kierować, łatwo się przemieszczać, udzielać wywiadów i dzielić się historia mojego życia w programach telewizyjnych o największej oglądalności! Jednym z moich marzeń jest napisanie wielu książek-bestselerów i mam nadzieję, że wkrótce zakończę pisanie pierwszej z nich. Będzie miała tytuł: „Bez rąk, bez nóg i bez obaw!".

Jestem pewny, że jeśli masz pasję i pragnienie uczynienie-czegoś, i jeżeli jest to zgodne z wolą Boga, to osiągniesz ten cel — we właściwym czasie. Jako ludzie, bezustannie i bez żadnego powodu sami sobie nakładamy ograniczenia! A co jest jeszcze gorsze, ograniczamy Boga, który wszystko może! Wkładamy Boga do „skrzynki" naszych własnych pojęć. Gdy chcemy uczynić coś dla Niego, to zamiast skupiać się na własnych zdolnościach, skoncentrujmy się na naszej dostępności dla Niego — wiemy przecież, że to On działa przez nas, że bez Niego niczego nie możemy uczynić. Gdy całkowicie oddamy się do Jego dyspozycji, to—zgadnij — na czyich możliwościach będziemy polegać? Tak! Na Bożych!

Po projekcji filmu - świadectwa "Nicka Vujicica - bez rąk bez nóg i bez ograniczeń" były liczne wypowiedzi co do wrażeń i odbioru projekcji.



Wspólna Eucharystia

O 19.00 rozpoczęła się Eucharystia. W kościele już dawno nie było tak wiele ludzi, co oczywiście wszystkich nas bardzo cieszyło. Wszyscy się przekonujemy, że reklama, w którą sporo wlożyliśmy i siłi czasu opłaca się. Najbardziej nas zachwyca działanie Ojca Pio i to jak potrafi po 40 latach od śmierci wiele osób przyciągnąć.

Liturgia słowa

Jesteśmy zasłuchani w Boże słowa

Homilia


Ucałowanie relikwii

Oblicze Ojca Pio

Każdego dnia, po zakończonej Eucharystii wszyscy mają okazję zobaczyć na projektorze krótkie, bo 10 minutowe filmiki, zrealizowane przez Telewizję Włoską w latach 50-tych, a przedstawiające św. Ojca Pio. W ten sposób możemy poznać jego oblicze, zobaczyć jaki był, po jego zachowaniach odkryć jego osobowość. Przede wszystki jednak staje sie on dla nas bardziej relany i bardziej ludzki.

21 września 2008

Triduum przed Świętem Ojca Pio - DZIEŃ PIERWSZY - "MÓDL SIĘ!"

Triduum 20 - 22 września
Chcieliśmy, aby nasze świętowanie 40 rocznicy śmierci Ojca Pio było głębsze, aby uczyć się Ojca, przejąć od niego choćby część jego ducha. Zorganizowaliśmy więc Triduum. Oto pierwszy dzień przeżywany pod hasłem: MÓDL SIĘ!
Najpierw była praca w grupach.



Ojciec Pio wiedział, że Bóg wypełnił jego ręce łaskami


Tak! A dlaczego pytasz? Czyżbyś się dziwiła?
Wanda Sellach mówi nam: „W listopadzie 1942 roku uda­łam się z Cerignola do Turynu, by rozpocząć naukę w studium doskonalenia zawodowego przy Instytucie Święte­go Franciszka na ulicy via Giacosa 12. Pewnego dnia był nalot dywanowy na miasto. Biegłam, lecz zdawało mi się, że bomby podążają za mną. Kiedy dotarłam cała i zdrowa do kolegium, matka przełożona doradziła wszyst­kim mieszkankom internatu, by opuściły dom, który - uderzo­ny zapalającymi odłamkami - przestał być bezpieczny. Wyszłam na drogę, by znaleźć jakieś schronienie, gdy nag­le jakiś palący się przedmiot spadł tuż przede mną. Miałam ochotę zawrócić, ale nie zrobiłam tego. Płomienie trawiły dom w różnych miejscach.
Była noc. W mieście z powodu wielu pożarów było jasno jak w dzień. Widziałam straszliwe sceny: ludzi, którzy płonęli żywcem; córki, które stały na ulicach i matki, które umierały w oknach i na balkonach. Wyszłam z tego piekła bez szwan­ku. Następnego dnia dotarłam do domu mojego wujka, który mieszkał przy ulicy via Berutti 6.
Po kilku tygodniach mama napisała do mnie, że miała sen: przyszedł do niej list od Ojca Pio. Gdy go otworzyła, znalazła kartkę, na której było napisane: „Przyjeżdżajcie, jestem tu, na południu i czekam na was". Podpisane: Ojciec Pio. Był nary­sowany również krzyż, który nosił ślady wymazywania. Ponieważ przed tym, jak pojechałam do Turynu, mama po­prosiła Stygmatyka, by się mną opiekował, pomyślała, że ten sen być może jest potwierdzeniem tego, o co prosiła. Chciała jednak uzyskać potwierdzenie od Świętego. Właśnie przyjechałam do Cerignola, więc pojechałyśmy razem do San Giovanni Rotondo. Po spowiedzi mama powiedziała mu to, co jej się śniło i powiedziała również o bombardowa­niu, z którego wyszłam bez obrażeń. Zapytała zatem:
- Ojcze, w tym śnie to wy do mnie mówiliście?
- Tak! A dlaczego pytasz? Czyżbyś się dziwiła?
- Ojcze, a ten krzyż, z tymi śladami wymazywania? - Na świecie jest wiele żałoby, a jedna była przeznaczo­na również dla ciebie. Pan ją wymazał.

Po trochu, po trochu odzyskasz całkowicie wzrok
Kronika klasztorna, pod datą 23 października 1953 roku, ma następującą notatkę.
„Dziś rano panna Amelia Zuossa, 27 letnia kobieta, która urodziła się niewidoma, przyjechała z San Nazzaro del Grappa (Vićenza) i zaczęła widzieć. Oto jak to się stało. Po wyspo­wiadaniu się poprosiła Ojca Pio o wzrok, ten zaś odpowie­dział jej: «Miej wiarę i dużo się módl».

Przez chwilę ta młoda dziewczyna widziała tylko Ojca: jego twarz, błogosławiącą rękę i półrękawiczki osłaniające stygmaty. Po chwili jej wzrok gwałtownie się polepszał, tak że widziała już dobrze z bliska. Gdy dziękowała Stygmatykowi za łaskę, on odpowiedział: «Dziękujmy Panu».
Nieco później dziewczyna znów spotkała Ojca Pio na wew­nętrznym dziedzińcu klasztoru. Ucałowała jego rękę, dziękując i prosząc o całkowite odzyskanie wzroku. Ojciec odpowiedział jej: «Po trochu, po trochu odzyskasz całkowicie wzrok»".


No, no!
Guerrino Vernier, urodzony w Sedegliano di Gravisca, poznał Stygmatyka w 1958 roku. Jego żona, Maria mia­ła poważnie chorą wątrobę. Zdecydował się pojechać do San Giovanni Rotondo, by porozmawiać o tym z Ojcem.
Gdy przybył na miejsce, poprosił jakiegoś zakonnika o pil­ne spotkanie ze Świętym, ponieważ z wiadomych względów nie mógł zbyt długo przebywać poza domem. Wkrótce brat zakonny zaprowadził go do klasztoru. Gdy obaj znaleźli się przed Ojcem Pio, dobry braciszek po­wiedział: «Ojcze, ten pan chce z wami rozmawiać».
Guerrino ukląkł i przedstawił stan zdrowia małżonki, po­wierzając ją jego wstawiennictwu. Kapłan, po wysłuchaniu go, powiedział: «No, no!». Nas­tępnie stuknął go lekko końcami palców w głowę i dodał: «Idź i módl się».
Gdy Guerrino podniósł się z klęczek, zobaczył przed sobą gigantyczną postać. W duchu zadał sobie pytanie: „Kim jest ten człowiek?”. Po chwili znów znalazł się przed Stygmatykiem w jego normalnych rozmiarach.
Po powrocie do Biella rozpoczął nowe chrześcijańskie ży­cie. Był katolikiem lecz, zaproszony przez Ojca Pio do mod­litwy, stał się o wiele bardziej gorliwy. Częściej przystępował do sakramentów, a odmawianie różańca stało się jego codzien­nym, stałym spotkaniem z Maryją.Żona nie odczuwała więcej żadnych dolegliwości wątrobo­wych i żyła przez następne dwadzieścia lat.


Otrzymuje tyle listów, czemu akurat mój ma przeczytać!?

Paola Donini z Cesenatico przyjechała do San Giovanni Rotondo w 1964 roku. Od lat była mężatką, pragnęła dziecka, lecz nie mogła zajść w ciąże. Chciała otrzymać słowo, które dałoby jej sercu nadzieje. Nie mogła zatrzymać się tak długo, jak to było konieczne, by dostać się do Ojca (13 - 15 dni). Zrozumiała jednak, że niebiosa są jej przychylne, pojawiła się bowiem niepowtarzalna okazja. Pewna kobieta, która zamówi­ła wizytę 10 dni wcześniej, została wezwana do powrotu przez rodzinę i odstąpiła jej swoje miejsce. Po kilku dniach miała już możliwość wyspowiadania się, lecz gdy tylko otworzyła się krata konfesjonału, spowiednik powiedział do niej: «Odejdź, bo nie czekałaś w kolejce».
Upokorzona przed wszystkimi, poczuła silną niechęć do Ojca. Zakonnik, który pilnował porządku przy konfesjonale, zorientował się, że kobieta jest zdesperowana i powiedział do niej: «Proszę Pani, niech Pani napisze liścik, wyrażając w nim swoje pragnienia».
Wzburzona, najpierw nie chciała przyjąć rady.
«Otrzymuje tyle listów, czemu akurat mój ma przeczytać!?» - mówiła. Potem jednak dała się przekonać i oddała litościwe­mu kapucynowi liścik ze swoją prośbą. Została w kościele czekając i nagle poczuła wielki spokój spływający na jej serce. Niechęć do Świętego znikła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Po południu braciszek zobaczył ją u stóp ołtarza Matki Bo­żej Pośredniczki Łask. Podszedł więc i powiedział: «Ojciec Pio przeczytał Pani list i powiedział mi: „powiedz tej Pani, by miała więcej wiary, a otrzyma łaskę"».
Paola pocieszona wróciła do Cesenatico, lecz pragnienie porozmawiania ze Świętym było zbyt mocne. Po kilku miesiącach pojechała znów do San Giovanni Ro­tondo. Odczekała w kolejce, modliła się, by wreszcie po spowiedzi móc osobiście przedstawić Ojcu swoje marzenie.
- Chciałabym mieć dziecko, mimo iż adoptowałam moje­go najmłodszego brata po śmierci mamy - powiedziała mu.
- To nie ma znaczenia. Będziesz miała swoje dziecko. Na­dal musisz mieć wiarę, a otrzymasz tę łaskę - odparł.Pani Donini opowiada: „Po powrocie do Cesenatico zaczę­łam się modlić. Lata mijały, lecz ja nie traciłam nadziei, że zos­tanę mamą. Mówiłam sobie: «jeśli powiedział tak Ojciec Pio, to znaczy, że wcześniej czy później będę miała dziecko»”. Po 18 latach małżeństwa została mamą.

Nie, nie; nie możesz dać go zoperować.

Anna Palange, wdowa, zaświadcza:
„Było to podczas ostatniej wojny światowej, w 1943 roku. Campobasso było okupowane przez wojska niemieckie. W czasie nalotów aliantów na nieprzyjacielskie pozycje woj­skowe, bomby spadały z nieba w najmniej oczekiwane miejsca. Pewnego dnia jedna z nich spadła w pobliżu naszego domu, powodując wielki pożar. Mężczyźni, którzy wyszli z ukryć i próbowali zgasić ogień, zostali pojmani przez Niemców. Gro­ziła im deportacja w głąb Rzeszy.
Gdy zobaczyłam, że wśród nich jest również mój mąż, stanęłam jak sparaliżowana i nie potrafiłam wykrztusić na­wet jednego słowa. Byłam w szóstym miesiącu ciąży. Mama wstrząsała mną, bym się odblokowała i po dłuższym czasie krzyknęłam: «Matko Boża z Pompei!». Kilka godzin później żołnierze uwolnili naszych mężczyzn i mogli do nas wrócić.
Urodziłam chłopca, któremu nadałam imię Emilio. Gdy osiągnął wiek, w którym dzieci zaczynają mówić, stwierdziłam, że ma z tym trudności. Pojechałam do Rzymu. Tam le­karz powiedział mi, że dziecko doznało paraliżu płodowego, który go ledwie dotknął - jak delikatne pogłaskanie. Byłam również u innych lekarzy, którzy doradzali mi, bym pozwoliła zoperować dziecko. Miałam jednak co do tego wielkie wątpliwości i nie wyraziłam zgody.
W 1948 roku pojechałam do San Giovanni Rotondo. Przy­jechaliśmy około 14.00 - o tej godzinie Ojciec Pio spowiadał mężczyzn.
Próbowałam się dowiedzieć na placu kościelnym, jakie są szansę na to, by się do niego dostać. Pewien pan z Val Gardena, który niebawem miał się spowiadać, zgodził się wziąć ze sobą Emilio, by Święty mógł pobłogosławić moje dziecko. Gdy czekał na swoją kolej, spowiednik odsłonił parawanik swojego konfesjonału i czyniąc znak ręką powiedział: «Chodź tutaj!».
Mężczyzna wstał, lecz Ojciec powiedział: «Nie ty, dziecko» i zaraz dodał: «Emilio, chodź tu». Malec podszedł do Stygmatyka, a ten pobłogosławił go i wrócił do spowiadania.
Gdy uprzejmy pan oddawał mi dziecko, z lekką niechęcią powiedział do mnie: «Proszę Pani, wyszedłem przez Panią na idiotę wobec Ojca. Powierzyła mi pani dziecko, by Ojciec go pobłogosławił, a on go już znał, zawołał go po imieniu!».
Zapewniłam go, że zarówno ja jak i syn jesteśmy po raz pierwszy w San Giovanni Rotondo. Następnego dnia mogłam wyspowiadać się u Ojca Pio, ponieważ przede mną odesłał od konfesjonału pewną starszą osobę.
Jak tylko uklękłam, zaczęłam płakać z powodu wielkich emocji. Ojciec powiedział: «Bądź cicho, bądź cicho, nie płacz; uspokój się, bo nie będę mógł cię wyspowiadać». Uspokoiłam się trochę i powiedziałam:
- Ojcze, przyjechałam, żeby prosić o radę dla mojego syna.
- Dla kogo? Dla tego dziecka, które podesłałaś do mnie wczoraj po południu, dla Emilio?
- Tak Ojcze, nie mówi dobrze i powiedzieli mi, że musi być zoperowany.
- Nie, nie; nie możesz dać go zoperować. Módl się, módl się i miej ufność w Bogu, a zobaczysz - odpowiedział Święty.Posłuchałam Ojca. Dziecko, mimo iż nie wyzdrowiało całkowicie, zaczęło sprawnie mówić. Miał normalną mło­dość, ożenił się i prowadził sklep, który wcześniej należał do ojca.


Mama musi modlić się lepiej

Ojciec Pio po raz pierwszy zobaczył Baldo Colavizza na fotografii. W wieku trzech lat chłopiec zachorował na gruź­licę płuc i gruźlicę kości. Był leczony w szpitalu Ospedale al Mare del Lido w Wenecji od 1947 roku do lata 1953, z przerwą między 6 a 9 miesiącem życia, kiedy był w Fatebenefratelli w Gorizia. Mama, Norina Gressani była biedna i jedynie co jakiś czas mogła przyjeżdżać z Tolmezzo w odwie­dziny do swojego synka. Słyszała od lekarzy, że jego zdrowie było poważnie zagrożone. Latem 1950 roku, gdy dowiedziała się, że panny Rosina i Lucia Castellani, w pielgrzymce z oka­zji Roku Świętego odwiedzą Rzym i San Giovanni Rotondo, powierzyła im swoje cierpienie. „Ja nigdy nie będę mogła po­jechać do tego świętego człowieka, by powiedzieć mu o moim Baldo, bo brak mi na to środków. Powierzam wam jego cho­robę" - powiedziała.Te dwie córki duchowe Ojca Pio zatrzymały się przez kilka dni w San Giovanni Rotondo i wyspowiadały się u Świętego. Gdy Lucia zaczęła spowiedź, Ojciec powiedział jej, by zamil­kła, bo on wymieni jej grzechy. Gdy spowiednik wyszedł z konfesjonału, dwie siostry pokazały mu fotografię dziecka i przedstawiły rozpacz jego matki, prosząc o modlitwy o jego uzdrowienie. Ojciec na to: „Wyzdrowieje, lecz mama musi modlić się lepiej, bo dziecko modli się więcej od niej". Po ich powrocie, Norina ze wzruszeniem wysłuchała tego, o czym Święty zapewniał i podniesiona na duchu zwielokrotniła swo­je błagania do Boga. Z upływem czasu, zdrowie Baldo zaczęło się poprawiać, aż wyszedł ze szpitala całkowicie zdrowy. Gdy dorósł, rozpoczął studia, a po ich zakończeniu wygrał konkurs na dyrektora dydaktycznego. Wykonywał swój zawód god­nie i z gorliwością. Matka, podczas studiów a również potem, przypominała mu często: „Ty jesteś dzieckiem Ojca Pio. On cię uzdrowił. Musisz jechać, by mu podziękować. On jest Świę­tym". Baldo wyznaje: „W obliczu czci, jaką mama żywiła dla Ojca Pio, ja, chłopiec, mówiłem sobie: Ale czyż święci nie są w Niebie? Dopiero później zrozumiałem, że święci najpierw znajdują się wśród nas jako dar Boga”.

Jak to, czy matka nie powinna mieć mleka dla swojego dziecka?

„Nie mogłam mieć dzieci, bo wszystkie umierały w czwar­tym lub piątym miesiącu ciąży. Moja przyjaciółka, Nina Fiorese, poradziła mi napisać do Ojca Pio, poprosiłam ją zatem, by napisała mi kilka słów na kartce i wysłałam list do Świętego.
Po kilku dniach dostałam odpowiedź. Otworzyłam kopertę, w której znalazłam wizerunek Matki Bożej Pośredniczki Łask i drugi, przedstawiający kapucyna, Sługę Bożego O. Raffaele da Sanfelia a Pianisi. Na załączonym bileciku można było odczytać wypisane słowa: „Ojciec Pio powiedział: Odprawcie nowennę do Matki Bożej Pośredniczki Łask i do Sługi Bożego O. Raffaele, kapucyna, a łaska zostanie wam udzielona”. Pod­pisano: Ojciec Gwardian klasztoru w San Giovanni Rotondo, 15 września 1959.
Następnego roku urodziłam dziecko, które żyje do dziś. W 1963 roku, ku wielkiej radości całej rodziny, urodziłam nas­tępne dziecko, któremu dałam na imię Pio Cataldo. Oczywiście odmawiałam przez bardzo długi czas nowennę i łaska, o której z wiarą zaświadczam, została mi udzielona za wstawiennictwem Ojca Pio. Zawsze będę mu za to wdzięczna.
Córki duchowe Ojca są zgodne co do tego, że Święty zaw­sze uważnie i z troską przyglądał się problemom matek. To one były u Ojca najbardziej uprzywilejowanymi rozmówca­mi.
Irma Vinelli opowiada, że pewnego dnia otrzymała tele­gram od pewnej kobiety, która prosiła ją o interwencje u Stygmatyka. Miała rodzić, lecz dziecko źle się ułożyło. Poszła do klasztoru i w tym samym momencie, w którym Ojciec zapew­nił o swojej pomocy, urodził się malec.Ta sama Irma Vinelli pewnego dnia powiedziała do Święte­go: «Ojcze, nie mam mleka dla mojego dziecka!». On na to: «Jak to, czy matka nie powinna mieć mleka dla swojego dziecka?». Natychmiast jej piersi wypełniły się mlekiem tak, że nie mogła doczekać się powrotu do domu.

Dlaczego Bóg nie zawsze interweniuje?
Czasami w San Giovanni Rotondo można było od kogoś usłyszeć słowa wyrażające zdziwienie i nutę protestu: „Mimo mojej gorliwej modlitwy, odmawianej z wielką wiarą, Ojciec Pio nie otrzymał dla mnie łaski, o którą prosiłem”.
Brat Daniele Natale przedstawił Stygmatykowi przypadek, w którym ktoś żalił się w podobny sposób. Święty, wskazu­jąc palcem na niebo powiedział: «Wszystko zależy od Niego!».
Odpowiedź Ojca prowadzi nas do następującego wniosku. Coś, co wydaje się dobre, nie zawsze bywa nam udzielane przez Boga, który ma wobec nas swoje własne opatrznościo­we plany.

Sięgnijmy po pewien przykład. Wiemy, że szczególna cho­roba zmuszała młodego Ojca Pio do życia z rodziną, daleko od klasztoru. Przełożeni robili wszystko, by sprowadzić go z powrotem za klauzurę. Zło jednak działało na swój sposób.
Władze zakonne w Rzymie doradziły bratu kapucyńskiemu, by został diecezjalnym księdzem. Dla Świętego wizja życia poza Zakonem Świętego Franciszka, była gorsza od śmierci.
Zwrócił się on do Matki Bożej prosząc, by mógł żyć zgod­nie z regułą, we wspólnocie, tak jak inni bracia. Jednak Bło­gosławiona Dziewica, która zawsze zachowywała dla tego syna najdelikatniejsze pociechy, wobec uporczywych błagań, spuszczała wzrok lub wręcz nie ukazywała mu „swego pięk­nego oblicza".
Mimo, iż Ojciec Pio prosił, plany Boże były inne.

Pozostańmy trochę dłużej przy tym temacie. Czasami zdarza się spotkać osoby, które długo modliły się do Boga o uzdrowienie kogoś im bliskiego, lecz nie zapobieg­ły śmierci. Zawiedzione, oddaliły się od Boga. Przestały się modlić, nie chodzą w niedzielę do kościoła, by uczestniczyć w Eucharystii.
Cóż można im powiedzieć?
Co do chorób, Ojciec Pio dawał dokładne wskazówki. Mó­wił: „Mamy obowiązek leczenia się, ponieważ zdrowie jest dobrem, które należy chronić". Wiemy ponadto, że Bóg dał człowiekowi inteligencję i zdolności, by, zwracając się do me­dycyny, mógł oprzeć się złu, które w niego uderza i znaleźć środki zaradcze. Święty jednak przypominał, że mimo wszyst­ko zawsze jesteśmy w ręku Boga.

Pewnego razu Natalino Rappa z Biella przyjechał do San Giovanni Rotondo i spotkawszy Stygmatyka skarżył się, że nie czuje się dobrze i że leczenie, któremu się poddał, nie przy­nosi żadnego efektu. Ojciec Pio wysłuchał go, a następnie powiedział: «Pamiętaj, że lekarze i lekarstwa przynoszą efekt, gdy Ojciec Przed­wieczny tego chce».
Odpowiedź Ojca pozwala nam zrozumieć, że Bóg - Mi­łość Absolutna, dla której wszystko jest możliwe - mimo, iż jest wzywany, nie zawsze interweniuje. Wie bowiem, że dla nas zdrowie nie zawsze musi być dobrem, tak jak choroba czy śmierć nie zawsze muszą być złem.

Pewnego dnia Enzo Bertani przedstawił Stygmatykowi dwoje cierpiących i załamanych ludzi - matkę i ojca. Oni, ob­nażając przed nim swój ból z powodu śmierci młodego syna, narzekali na „straszliwą karę otrzymaną od Boga". Święty, ro­zumiejąc czego doświadczali, pocieszył ich i zapewnił, że syn jest w Raju.
Gdy obaj wrócili do klasztoru, Enzo podkreślał ciężką pró­bę, której zostali poddani ci biedni rodzice. Ojciec powiedział jednak: „Nie wiesz, czego im Bóg oszczędził!".
W innych okolicznościach, informowany o bolesnych doś­wiadczeniach, odparł temu samemu Enzo: «My widzimy to, co nam się zdarza, a nie widzimy tego, czego Pan nam oszczę­dza.

By zakończyć ten temat, przytoczymy poniższe świadec­two. Może ono pomóc nam w uchyleniu rąbka tajemnicy, o której wspomnieliśmy.

„ Kto wie jak by skończyła"
Opowiada siostra Vincenza Teremigliozzi: „Moja siostra Anna zrobiła kurs pielęgniarski w Neapolu, gdzie bardzo ją lubiano. Zdecydowała zatem zostać w mieście i tu wykonywać swój zawód. Po dwóch latach Ojciec Pio wezwał ją jednak do San Giovanni Rotondo. Otworzono szpital Dom Ulgi w Cier­pieniu i Święty chciał mieć ją przy sobie. Miała 22 lata.
Po kilku latach pobytu na półwyspie Gargano, podczas „azja­tyckiej" epidemii zachorowała. Pozostała jednak w łóżku jedy­nie kilka dni i natychmiast wróciła do pracy. Ponownie poczuła się źle i - mimo, że diagnozy na to nie wskazywały - umarła.
Wszyscy w rodzinie byliśmy udręczeni i zdezorientowani. Mama biła głową w mur. Towarzyszyłam tym scenom - rozbi­ta i zupełnie zdruzgotana. Dziesięć dni po jej odejściu, pewnego ranka współsiostra zakonna, Lucilla po zakończonej spowiedzi usłyszała pytanie Ojca Pio: «Gdzie jest siostra Vincenza?» .
Gdy odpowiedziała, że jestem w klasztorze, Święty dodał: «Przyprowadź mi ją». Kiedy się o tym dowiedziałam, pobiegłam do kościoła i zbliżyłam się do konfesjonału. On wziął moją twarz w ręce i powiedział: «Jak myślisz, gdzie jest twoja siostra? Wysłaliśmy ją do Raju!».
Po krótkiej przerwie dodał, skandując słowa: «Kto wie, jak­by skończyła!».
Tymi słowami otworzył mi oczy, co do tajemnych planów, któ­re Bóg ma wobec nas. Często sobie to powtarzałam: «Kto wie, jak by skończyła moja biedna siostra, gdyby została w Neapolu».Powoli wielki spokój spłynął na moje serce".