08 września 2008

"Jeśli seks wystarczyłby mojemu mężowi, aby się we mnie zakochać, to mógłby potem pójść do łóżka z inną kobietą i w niej też się zakochać".


Z serii: DLA ZAKOCHANYCH I NARZECZONYCH :))

DAWN EDEN
Okłamywanie ciałem


Pewnego dnia, późnym wieczorem, wracając z redakcji, w której pracowałam, przechodziłam obok baru „Johnny Rockets" należącego do sieci jadłodajni w stylu lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Bar właśnie zamykano. W czasie, kiedy znudzone kelnerki w wykrochmalonych uni­formach i czepkach wycierały chromowane stoły, ostatnia melodia z szafy grającej chrypiała z zewnętrznych głośników na pustej ulicy piosenkę zespołu Shirelles: Czy będziesz mnie kochać jutro.
Ta piosenka przywołała słodko-gorzkie wspomnienia, bardziej gorzkie niż słodkie. Podobnie jak wiele piosenek ze starych niewinnych czasów, Czy będziesz mnie kochać jutro wyraża uczucie, które większość ludzi wstydziłoby się zwerbalizować. Jest w tym coś bolesnego, że wrażliwa bohaterka piosenki otwiera się wobec innych. Nie szuka potwierdzenia, ale raczej rozgrzeszenia. Mężczyzna ma jej tylko powiedzieć, że ją kocha, a wtedy noc grzechu zamieni się w piękne przeżycie.

Tylko jedna noc seksu
Czy uważacie, że macie prawo do posiadania broni? Jeśli jesteście zagorzałymi zwolennikami Drugiej poprawki, być może sądzicie, że tak - wszak prawo do posiadania broni jest zagwarantowane w konstytucji Stanów Zjednoczonych. Prawo to nie jest jednak równoznaczne z naka­zem jej posiadania; nie oznacza też, że chcielibyście mieszkać w okolicy, w której ludzie noszą ją przy sobie.
Podobnie prawo do poszukiwania szczęścia jest zagwarantowane w ame­rykańskiej konstytucji i można śmiało powiedzieć, że wiele samotnych kobiet w Nowym Jorku, gdzie mieszkam, wierzy, że częścią tego prawa jest aktywne życie seksualne. Czasopisma w stylu „Cosmopolitan", pro­gramy telewizyjne, poczynając od The Oprah Winfrey Show, jak również filmy, książki i piosenki pop zachęcają samotne kobiety do korzystania z przyjemności seksualnej, która im się należy. Chociaż uważa się, że miłość jest istotna, kobietom wmawia się, że satysfakcjonujący związek seksualny nie wymaga miłości, a jedynie szacunku. Skoro „szacunek" wystarczał kobietom w latach sześćdziesiątych, jak głosi tytuł piosenki Arethy Franklin, gwiazdy muzyki soul, to musi wystarczyć i nam.
Owoce ogólnie przyjętego stylu życia kobiety singla przypominają raczej obyczaje osoby uzależnionej od narkotyków aniżeli kogoś, kto chodzi na randki. W tym błędnym kole kobiety czują się samotne, ponieważ nie są kochane, a więc uprawiają przypadkowy seks z mężczyznami, którzy ich nie kochają.

Tak wyglądało również moje życie.
W wieku dwudziestu lat byłam nadal dziewicą. Straciłam swojego ukochanego chłopaka, ponieważ uwiodła go seksualnie doświadczona dziewczyna. Przez dwa lata był moim wielbicielem na odległość, a ja marzyłam, aby zamieszkał bliżej. Kiedy w końcu przeprowadził się do Nowego Jorku i zamieszkał po drugiej stronie Central Parku, razem świę­towaliśmy tę chwilę. A zaledwie miesiąc później powiedział mi, że ze mną zrywa. Wtedy zaprzeczał, iż jest inna kobieta, ale w końcu przyznał się do kłamstwa, które miało mnie uchronić przed większym zawodem. Jak się okazało, uwiodła go moja przyjaciółka i zostawił mnie dla niej.
Ten bolesny cios utwierdził mnie w przekonaniu, że jeśli chcę zatrzymać przy sobie mężczyznę, muszę nabrać doświadczenia. Skończyło się na tym, że straciłam dziewictwo z mężczyzną, którego uważałam za atrakcyjnego seksualnie, którego jednak nie kochałam; zrobiłam to tylko po to, żeby stracić cnotę.


Kiedy już byłam bardziej doświadczona, zamiast nabrać pewności siebie, stałam się jeszcze bardziej niepewna. Nauczyłam się, że postępując według pewnych reguł, mogę zaprowadzić do łóżka prawie każdego mężczyznę, na którego mam ochotę. Jeśli jednak chodziło o znalezienie chłopaka na stałe, los był zawsze przeciwko mnie.
Jakkolwiek się starałam, nie mogłam zmienić seksualnej przygody - czy też łańcucha przygód - w prawdziwy związek. Mogłam liczyć co najwyżej na mężczyznę, który będzie mnie traktował z szacunkiem, ale którego przestanę cokolwiek obchodzić, kiedy tylko skończymy wspólne śniadanie.

To nie znaczy, że nie spotykałam żadnych miłych mężczyzn, kiedy chodziłam na przypadkowe randki. Spotykałam. Jednak albo wydawali mi się nudni, jak to zwykle bywa w wypadku miłych facetów, kiedy się człowiek przyzwyczai do graczy, albo to ja rujnowałam kiełkujący związek, starając się przyspieszyć pewne sprawy.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie byłam nienasycona. Byłam niepewna.
Kiedy jesteś niepewny, obawiasz się utraty kontroli. Wydawało mi się, że w mojej sytuacji głównym sposobem kontrolowania związku jest wprowadzenie doń komponentu seksualnego albo przyzwolenie na to, żeby zrobiła to druga strona. W każdym razie kończyło się tak, że pozostawałam sama. Byłam nieszczęśliwa, ale nie znałam innego sposobu radzenia sobie ze związkiem. Czułam się osaczona przez styl życia, niedający mi nic z tego, co obiecywały media i obiegowa opinia.
Niektórzy przyjaciele i rodzina starali się mi pomóc i radzili, abym po prostu przestała szukać. Udawało mi się czasami zaprzestać poszukiwań na kilka miesięcy, ale potem, kiedy spotykałam potencjalnego narzeczonego, znowu sprowadzałam związek do najniższego wspólnego mianownika.
Nienawidziłam tego przewidywalnego i nieuniknionego rozwoju wy­padków, kiedy moje wysiłki zbudowania związku obracały się wniwecz, chociaż ten styl życia wydawał się bezpieczny. Przyspieszając seksualny bieg wydarzeń, oszczędzałam sobie poczucia odrzucenia lub, co gorsza, bycia zignorowaną w przypadku, gdybym działała zbyt wolno. A skoro i tak w końcu miałam zostać odrzucona, to - myślałam sobie - przynajmniej powinnam mieć z tego trochę przyjemności, nawet gdyby to miała być tylko jedna noc seksu.
To wszystko wydaje się okropnie cyniczne, kiedy teraz o tym myślę, i takie było. Byłam samotna i przygnębiona; zabrnęłam w ślepą uliczkę.

Zasada jutra
W listopadzie 1999 roku moje życie zmieniło się radykalnie. Byłam agnostyczną żydówką, a nagle przeżyłam coś, co chrześcijanie nazywają ponownymi narodzinami. Wcześniej czytałam Ewangelię i wiedziałam już, że Chrystus był dobrym człowiekiem, jednak zmieniłam się, kiedy zdałam sobie sprawę, że On był kimś więcej niż tylko człowiekiem - On naprawdę był Synem Bożym.
Wraz z moją nowo narodzoną wiarą chrześcijańską nadeszła nagle świadomość, że muszę zmienić swoje życie, zwłaszcza w dziedzinie seksu. Chociaż wiedziałam, co mam robić, droga od momentu, kiedy zrozumia­łam, co robię źle, do zmiany mojego zachowania była jeszcze długa.
Na szczęście z czasem odkryłam, że kiedykolwiek czułam potrzebę powrotu do błędnego koła (spotkanie ciekawego faceta - seks z nim - porzucenie go lub bycie porzuconą - powtórka), pojawiała się w mojej głowie nowa myśl, która była kontrapunktem dla zasady czerpania z życia wyłącznie przyjemności. Nazwę ją zasadą jutra.
Całe moje dorosłe życie toczę walkę z nadwagą. Kiedy wchodzę do domu wieczorem, pragnę tylko paczki chipsów albo mlecznych czeko­ladowych drażetek. Jeśli próbuję zrzucić nadwagę, a dzieje się tak przez większość czasu, to naprawdę ciężko jest mi wytłumaczyć sobie, dlaczego nie mogę mieć tego, czego pragnę.
Mały diabełek siedzący na moim lewym ramieniu mówi mi: „Kup chipsy. Będziesz zadowolona i nie utyjesz. Nawet jeśli utyjesz, to mniej niż pół kilograma - stracisz to następnego dnia".
I wiecie co? On ma rację. Jeśli spojrzy się na to wyrywkowo, to jedno sprzeniewierzenie się zasadom nie uczyni szkód, które nie mogłyby zostać naprawione.
Wtedy mały aniołek na moim prawym ramieniu odzywa się tymi sło­wami: „O rany, jeśli kupisz chipsy, to wiesz, co się stanie".
„Będę miała brudne palce i zostawię pomarańczowe ślady na powieści, którą będę czytać dziś wieczorem" - odpowiadam.

Aniołek pomija moją uwagę i mówi: „Jutro też je kupisz - a potem drąży dalej - i kolejnego wieczoru też. Pamiętasz, co się stało jesienią podczas pierwszego roku w liceum - ciągnie aniołek - kiedy wszystkie kluby studenckie miały wyprzedaż pieczywa? Pamiętasz, jak odkryłaś, że kiedy poczekasz wystarczająco długo, wszystkie te łakocie zostaną przecenione i będziesz mogła kupić pięć babeczek za ćwierć dolara?"
„Proszę" - jęczę. Wiem, do czego zmierza. Diabeł na moim lewym ramieniu ciągnie mnie za włosy w kierunku półek z przekąskami.
„I pamiętasz - ciągnie aniołek, przeczuwając zwycięstwo -jak twoje dżinsy stawały się coraz ciaśniejsze? I musiałaś..."
„Wiem" - odpowiadam z irytacją.
„Musiałaś się położyć, żeby je zapiąć - mówi z tryumfem. -1 w końcu zepsułaś zamki we wszystkich dżinsach, które miałaś".
Muszę sobie wyobrazić, jak będę wyglądała i czuła się w dalekiej przyszłości - nie tylko jutro, ale pojutrze, kolejnego dnia i za kilka dni. Muszę poszerzyć swój ą perspektywę i zobaczyć skumulowany efekt mojej pokusy: za każdym razem, kiedy ulegam, mój opór staje się słabszy, a za każdym razem, kiedy się opieram, staję się coraz mocniejsza.
Zasada jutra wymaga wizji tego, jak czystość pomoże mi stać się silną, wrażliwą i pewną siebie kobietą, którą tak pragnę być. Nie cierpię działać pod wpływem desperacji, czując, że muszę oddać się fizycznie, ponieważ jest to jedyny sposób, aby zdobyć mężczyznę emocjonalnie. Nie cierpię też czuć się tak samotnie, że przyjmuję pieszczoty i pocałunki od mężczyzny, który patrzy na mnie jak na kawałek ciała - rzadki i atrakcyjny kawałek ciała, zasługujący na szacunek, ale nic poza tym. Pragnę z całego serca móc spojrzeć dalej, poza moje obecne pragnienia, podążając ścieżką łaski i mądrości, która w końcu doprowadzi mnie do spełnienia trwającego całe życie, a nie tylko jedną noc.

Śniadanie w następny poranek
Po raz pierwszy odkryłam wartość zasady jutra pewnej nocy wiosną 2002 roku, kiedy właśnie szykowałam się do wyjścia z imprezy w mieszkaniu na Brooklynie. Gospodarz, Steve - zakręcony muzyk o nieśmiałej twarzy podobnej do twarzy Davida Schwimmera z serialu Przyjaciele lub Dustina Hoffmana z filmu Absolwent - był moim znajomym od lat, chociaż nigdy nie poznaliśmy się dobrze. Od dawna trochę flirtowaliśmy, ale nic z tego nie wychodziło, ponieważ nie mieliśmy ze sobą tak naprawdę zbyt wiele wspólnego poza atrakcyjnością fizyczną. Zaskoczył mnie zatem trochę, kiedy zapytał, czy chciałabym zostać na noc.
Pierwszą rzeczą, jaka mi przyszła do głowy, była długa, samotna i przera­żająca jazda metrem do domu, podczas gdy mogłabym spędzić noc, dzieląc łóżko ze Steve'em, co wydało mi się pociągające. Wyobraziłam sobie, jak mnie całuje i jak żartujemy i chichoczemy, doświadczając po raz pierwszy bycia ze sobą nago. Oczyma duszy widziałam jego ramiona rysujące się w porannym świetle sączącym się przez zasłony o tej jedynej w ciągu dnia porze, kiedy w tętniącej życiem dzielnicy panowała cisza.
To właśnie takich rzeczy - łatwej przyjaźni, przekraczania granic i ulot­nych romantycznych chwil - poszukiwałam w przygodnych kontaktach seksualnych. Sam seks, jak wiedziałam, nie zawsze musiał być udany.
Kiedy mój umysł analizował wszystkie możliwości, przypomniałam sobie, że od czasu, kiedy ostatnio otrzymałam taką ofertę, moja sytuacja duchowa nieco się zmieniła. Teraz byłam początkującą chrześcijanką, ciągle niedoświadczoną, i wiedziałam, że chcę, aby moje życie było odzwierciedleniem mojej wiary. Jednak to nie siła mojej wiary sprawiła, że odmówiłam Steve'owi. Była to inna wizja, która przemknęła mi przez myśl, znacznie bardziej wyrazista niż pierwsza, stanowiąca nieomal rzeczywiste przeżycie.
Zobaczyłam w niej siebie i Steve'a następnego ranka w barze. To nie był „Johnny Rockets", ale inny bar szybkiej obsługi w tej dzielnicy. Miałam na sobie te same dżinsy i aksamitną bluzkę, w które byłam ubrana na przyjęciu. Moje włosy były wciąż jeszcze trochę mokre po prysznicu i sterczały na wszystkie strony - nie układają się dobrze, kiedy nie stosuję odżywki.
Jedliśmy śniadanie i próbowaliśmy prowadzić jakąś lekką rozmowę, tak jakbyśmy po prostu przed chwilą na siebie wpadli, około dziesiątej rano w niedzielę. Zamówiłam to, co zwykle -jajka w koszulkach na suchym żytnim toście, bez ziemniaków, do tego kawa z chudym mlekiem.
Ten obraz był żałosny.
Przeżycie jeszcze jednego krępującego śniadania w następny poranek u boku niekochającego mnie, ale szanującego partnera, który może raczej odczuwał coś na kształt szacunku przyjętego w świecie przypadkowych randek („Nadal cię szanuję"), było ponad moje siły.
Ta wizja miała jednak jeszcze jeden, groteskowy rys. Oto ja, osoba wy­magająca, która wybiera cztery specjalne składniki do swojego śniadania, nie mogę utrzymać przy sobie jednego mężczyzny, z którym mogłabym dzielić każde śniadanie przez resztę życia?
Zespół Shirelles w piosence Czy będziesz mnie jutro kochać sugeruje, że noc seksu może zostać wybaczona, jeśli para, już po fakcie, zadeklaruje wzajemną miłość. Ta idea jest bardzo popularna w powieściach romantycz­nych, programach telewizyjnych i filmach, na przykład takich jak Pretty Woman. Ludzie dają się nabierać na tę bajkę, ponieważ chcą wierzyć w to, że uprzedmiotowienie drugiej osoby może być usprawiedliwione.
Wrócę jednak do mojej wizji śniadania. Nawet gdyby Steve nagle wyznał mi swoją dozgonną miłość, podczas gdy ja jadłabym jajka na toście, nie zmieniłoby to faktu, że decyzja o pójściu z nim do łóżka podjęta poprzedniej nocy nie wynikała z mojej miłości do niego, lecz z tego, że nadarzyła się taka okazja. A potem zdałam sobie sprawę, że nawet gdyby się okazało, że ja też go pokochałam, nie zmieniłoby to faktu, że dwanaście godzin wcześniej zamierzałam go wykorzystać i pozwolić mu wykorzystać mnie.
Gdybyśmy się potem pobrali, tak wyglądałaby nasza historia: byliśmy znajomymi, ale nie przyjaciółmi, pewnej nocy po kilku drinkach przespa­liśmy się ze sobą i zakochaliśmy się w sobie.
Nie wydaje mi się, aby była to recepta na długotrwały związek małżeń­ski. Jeśli seks wystarczyłby mojemu mężowi, aby się we mnie zakochać, to mógłby potem pójść do łóżka z inną kobietą i w niej też się zakochać.
Podobnie ja, gdybym dała się łatwo nakłonić do miłości poprzez seks, to mogłoby się okazać, że jestem podatna na inne tego typu przygody i mogę uciec od męża z dostawcą pizzy. To jednak jest głupie; przecież ja nie jestem taka i wiedziałam, że nie będę bardziej skłonna zakochać się w Stevie po wspólnie spędzonej nocy niż w momencie, kiedy składał tę pro­pozycję. Wiedziałam też jednak, że potem czułabym się do niego bardziej przywiązana, nawet gdybym go nie kochała. Zawsze tak się dzieje, kiedy uprawiam z kimś seks, czy tego chcę czy nie; tak jestem skonstruowana jako kobieta. To poczucie przywiązania sprawiłoby, że nasze rozstanie po śniadaniu byłoby jeszcze trudniejsze.

Kiedy ta wizja przemknęła mi przez głowę wybór był oczywisty.
Podziękowałam Steve'owi za wspaniałe przyjęcie i wyszłam. Po drodze, jadąc o północy z Brooklynu do mojego mieszkania w New Jersey, płakałam. Odrzucenie bliskości z drugą osobą - nawet złej bliskości - może być bolesne, kiedy się wraca do pustego domu.
Jednak nie żałuję. I odtąd zawsze kieruję się zasadą jutra.
Jeśli musisz pytać kogoś, czy będzie cię kochał jutro, to znaczy, że nie kocha cię dziś.

Kłamanie ciałem
Jeśli wierzymy, że ciało ma swoje przeznaczenie to seks pozamałżeński staje się ślepą uliczką. Christopher West, autor kilku książek na temat teologii ciała, nazywa to w wywiadzie zamieszczonym na stronie internetowej www.beliefnet.com „okłamywaniem swoim ciałem".
West wyjaśnia to następująco:
Kłamię, jeśli uprawiam seks z kimś, z kim nie jestem w związku małżeńskim, ponieważ moje ciało mówi wtedy: „Oddaję się tobie dobrowolnie, całkowicie i przyrzekam ci wierność i spełnienie”. Niby mówimy to, co w czasie ślubu, jednak naprawdę czynimy to bez zobowiązań i w głębi serca nie mamy nic takiego na myśli. Mówimy za pomocą swojego ciała coś, co nie jest prawdą.
Ten komentarz przypomina mi pewną historię, która jak opowiada moja mama, wydarzyła się, kiedy moja siostra była malutka. Sis bawiła się z mamą na chodniku przed domem, kiedy chłopiec, który mieszkał obok nas, podjechał na swoim trzykołowym rowerku i przewrócił ją.
Mama była przerażona. Kiedy moja siostra płakała, mama podniosła wzrok i zobaczyła matkę chłopca wyglądającą przez okno i uśmiechającą się. Najwyraźniej mama tego małego łobuza myślała, że to tylko nieszkodliwa zabawa.
Potem ten chłopiec podjechał po raz drugi i znowu ude­rzył moją siostrę. Moja oburzona mama wiedziała już, co robić, ale sąsiadka, matka łobuza, tylko się przyglądała.
Mój a mama podeszła do chłopca ze słodkim uśmiechem na twarzy. Po czym, ciągle uśmiechnięta, objęła go mocno i powiedziała: „Najedź ją jeszcze raz, a złoję ci skórę".
To właśnie jest, moi drodzy, „kłamanie ciałem". Trzeba przyznać, że moja mama osiągnęła cel: chłopiec już nigdy nie nękał mojej siostry. Jej zdradliwy gest, który miał przestraszyć chłopca, poskutkował. : To, co zrobiła moja mama, było bardziej przerażające, niż gdyby po prostu nakrzyczała na chłopca, ponieważ jest coś głęboko niepokojącego w tym, kiedy jedna część ciała mówi coś innego niż reszta. Doświadczyliście tego i prawdopodobnie wtedy, kiedy przedstawiono was komuś, kto się uśmiechnął i powiedział, że miło was poznać, ale obdarzył was rybim uściskiem dłoni.
O ile bardziej niepokojąca jest sytuacja, kiedy mimo że angażujesz się w najbardziej intymny kontakt z mężczyzną,
który zespala z tobą każdy oddech i ruch, wiesz, że za kilka minut lub godzin twój partner powie najprawdopodobniej tylko: „Zadzwonię do ciebie”.

Miłość wymaga otwarcia drzwi
W naszej kulturze, pomimo że przeceniamy rolę przy­padku w miłości, istnieje przekonanie, że miłość wymaga świadomej decyzji. Mówimy o tym, że powinniśmy otworzyć serca dla nowej miłości lub też że ktoś zamknął serce dla swojej byłej miłości. Mamy poczucie, jakkolwiek mgliste, że miłość wymaga otwarcia drzwi.
W sercu naprawdę są drzwi. Za nimi jest miłość, która płynie jak rzeka. Jej źródłem jest Bóg, ponieważ Bóg jest miłością.
Jeśli naprawdę kochamy, decydujemy się otworzyć drzwi, podejmując świadomą decyzję, aby wpuścić do naszego serca miłość, którą pragniemy czuć do wyjątkowego mężczyzny. Ta decyzja musi być świadoma, ponieważ niezależnie od tego, jak nieodparty urok ma dla nas druga osoba, musimy zdecydować, czy chcemy wziąć na siebie odpowiedzialność oddania się jej w pełni. Wiemy, że miłość za drzwiami wiąże się z odpowiedzialnością, ponieważ jest ona na całe życie.
Teraz czas na najciekawsze. Nie bez powodu ta wielka miłość, do której mamy dostęp, powinna być uwieńczona seksem tylko z jednym mężczyzną.
Bóg stworzył małżeństwo po to, abyśmy byli do Niego bardziej podobni. A możemy się upodobnić do Niego, jeśli będziemy kochać się nawzajem tak, jak On nas umiłował. Mówiąc słowami św. Augustyna: „Bóg kocha każdego tak, jakby był on jedyny na świecie".
Innymi słowy, Bóg pragnie, abyśmy kochały jednego mężczyznę tak, jak On kocha nas -jakbyśmy były jedyną osobą na ziemi. Odtąd pragnie kształtować nas dalej. Na sposób głęboko duchowy, powinnaś dawać całemu światu miłość, którą dzielisz ze swoim mężem.
To dlatego chrześcijanie wierzą, że małżeństwo to coś więcej niż tylko rubryczka w spisie ludności. To duchowe powołanie.

przel. Katarzyna Turska
„W drodze” 2008 nr 6 s. 55-64

Tekst jest fragmentem książki Dreszcz czystości, która wkrótce ukaże się nakładem Wydaw­nictwa W drodze. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

DAWN EDEN GOLDSTEIN ur. 1968 w Stanach Zjednoczonych, pochodzi z rodziny żydow­skiej, zajmowała się dziennikarstwem, pisując o muzyce rozrywkowej do nowojorskich cza­sopism, agnostyczka w wieku 31 lat nawrócona na chrześcijaństwo, kilka lat później została przyjęta do Kościoła katolickiego, porzuciła dawne zainteresowania i zajęła się promowaniem życia w czystości, jest autorką popularnego błoga http://dawneden.blogspot.com

5 komentarzy:

nimm pisze...

No, Bracie, trafiłeś w dziesiątkę z tą reklamą. Wywoływała u mnie fale nudności, gdy pojawiała się w tv, a tu jakoś nie... nabrała innego znaczenia w zetknięciu z tekstem... Z każdego zła wyciągasz dobro? :)

nimm pisze...

I jeszcze do tekstu: bohaterka jakby mi w swej historii duchowo obca, ale kobiecy sposób przeżywania, więc jakiś mianownik wspólny jest. No i wnioski piękne. Sporo zastanawiających myśli.Na dzisiaj np. "jest coś głęboko niepokojącego w tym, kiedy jedna część ciała mówi coś innego niż reszta." Otóż to.

Anja. pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anja. pisze...

Piotrze, teraz widzę,że i mnie sie przyda ta Twoja seria dla zakochanych, hehe dziekuję ;)

Anonimowy pisze...

Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, zwanemu dr Agbazarą, wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość, pomagając mi przywrócić mego kochanka, który zerwał ze mną Cztery miesiące temu, ale teraz ze mną przy pomocy dr Agbazary, wielkiego zaklęcia miłosnego odlewnik. Wszystkim dzięki niemu możesz również skontaktować się z nim o pomoc, jeśli potrzebujesz go w czasach kłopotów poprzez: ( agbazara@gmail.com ) możesz również Whatsapp na ten numer ( +2348104102662 )