15 czerwca 2010

Moje dziecko nie chodzi do kościoła








rozmowa z Barbarą Smolińską
Jaka jest najczęstsza reakcja pobożnych rodziców, gdy słyszą od syna czy córki, że nie chcą chodzić do kościoła? „O mój Boże, to straszne”.


Czy można tak wychować dziecko, by któregoś dnia nie usłyszeć sakramentalnego: Nie idę więcej do kościoła! Nie kocham Boga!

Myślę, że tak. Ale nie odbierałabym tego w kategoriach wielkiego sukcesu wychowawczego. To, że dziecko czy nastolatek nie porusza takich tematów, nie kwestionuje pewnych prawd, wcale nie oznacza, że ich nie przeżywa, że o nich nie myśli. Brak takiego komunikatu może być zaledwie dowodem na to, że dziecko boi się mieć inne zdanie niż rodzice. Albo jeszcze gorzej: nie czuje prawa do tego, żeby myśleć inaczej. Tak może się dziać w wypadku bardzo restrykcyjnego wychowania. Dziecko, które ma odwagę powiedzieć: „Nie idę więcej do kościoła” – nawet jeśli jego słowa nas zabolą – pokazuje, że daliśmy mu przestrzeń, w której może się swobodnie wypowiedzieć. A to chyba ważne.

Rodzic, który słyszy od swojego dziecka, że ono nie chce chodzić do kościoła, jest niejednokrotnie przerażony. Myśli sobie: O Boże, moje dziecko będzie ateistą!

To prawda. Ale takie myślenie pokazuje też prawdę o tych rodzicach, o ich głęboko skrywanych problemach. W dojrzałej wierze pytania, wątpliwości, kryzysy są naturalne. Rodzic, który tępi takie pytania u dzieci, chroni też siebie, obnaża własne lęki, pokazuje, że nie jest przygotowany do poważnej rozmowy.

A mógłby się zachować inaczej?

Oczywiście, że tak. Jaka jest najczęstsza reakcja pobożnych rodziców, gdy słyszą od syna czy córki, że nie chcą chodzić do kościoła? „O mój Boże, to straszne, to niemożliwe! Ty musisz chodzić do kościoła!”. A mogliby powiedzieć: „Usiądźmy i pogadajmy o tym. Jestem ciekawa, jako matka, dlaczego nie chcesz chodzić do kościoła”.

Podam inny przykład: Każdy nastolatek w pewnym momencie mówi: „Nie będę chodził do szkoły!”. Co powie większość rodziców? „Jeśli nie będziesz chodzić do szkoły, to będziesz rowy kopać. Nie będziesz mieć dobrej pracy, zmarnujesz sobie życie. To jest okropne”.

Czy coś z tego wynika? Nic, oprócz buntu wewnętrznego lub zewnętrznego. Takie reakcje są groźbą, straszeniem, przedstawianiem jakichś czarnych scenariuszy. A czego w nich brak? Postawienia pytania „dlaczego?”. Rodzic gotowy do rozmowy z własnym dzieckiem dowiedziałby się, że syn czy córka nie chce chodzić do szkoły, ponieważ miał właśnie jakiś zatarg z nauczycielem czy z kolegą i ta wyrażana przez niego kategoryczna niechęć jest tylko uogólnieniem, skargą na jakieś nieprzyjemne jednorazowe doświadczenie albo ciąg doświadczeń.

Z kościołem bywa podobnie. Jeśli dziecko mówi, że nie będzie chodzić do kościoła, to znaczy, że ma jakiś problem. Że się nudzi w kościele, więc może trzeba pomyśleć o poszukaniu mszy dla młodzieży, a może nie chce chodzić do kościoła z całą rodziną w ramach utrwalonego rytuału, bo potrzebuje pewnej intymności, a może nie lubi księdza, który odprawia mszę o tej godzinie. Oczywiście może też przeżywać kryzys wiary. Przy każdej z tych przyczyn będziemy szukać innego rozwiązania. Załatwianie problemu kategorycznym nakazem nie jest w pewnym wieku najlepszym rozwiązaniem, bo nic z tego nie wynika. Można chodzić do kościoła dla świętego spokoju, żeby mama się nie denerwowała, żeby ojciec nie zawiesił kieszonkowego. Tylko czy w tym jest jakaś wartość?!

W takim razie, do kiedy można stosować argument siłowy: „masz iść i koniec”, a od kiedy zacząć pytać: „a dlaczego”? W którym momencie zaczyna się to przejście na inny model rozmowy?

Ja w ogóle jestem przeciwna argumentom siłowym, jeśli chodzi o wychowanie w wierze. Zamiast tego proponowałabym własny przykład, mówienie o Panu Bogu, Jego obecność w życiu rodzinnym.

Dla małego dziecka bardzo ważne jest, by rodzice modlili się razem z nim. W wychowaniu religijnym wspólna codzienna modlitwa, która trwa 5 czy 10 minut, jest dużo ważniejsza niż pójście na mszę dla przedszkolaków. Jeśli jednak ta msza jest naturalnie wkomponowana w całość niedzieli, jest – tak jak spacer, obiad, zabawa czy wizyta u cioci – jednym z wydarzeń spędzonego wspólnie z rodzicami miłego dnia – nie wierzę, żeby jakiś pięcioczy sześciolatek bardzo się buntował. Chyba, że serwujemy mu półtoragodzinną sumę, na której się zwyczajnie nudzi!

Mam wrażenie, że wielu młodych rodziców przedwcześnie pozwala dzieciom wybierać. To absurdalne. Bo nie ma sensu pytać pięciolatka, czy chce iść do kościoła. Tak jak nie można małego dziecka zadręczać stale pytaniami, co chce zjeść na śniadanie, co chce na siebie włożyć. To błąd. Z tak wychowywanych dzieci wyrastają nastolatki i dorośli, którzy nie umieją dokonywać wyborów. Jeśli przedwcześnie pozwolimy wybierać, to dzieci czują się mało bezpiecznie w takim świecie.

A co z nastolatkami?

To szerokie pojęcie – „nastolatek”.

Raczej trudno u jedenastoczy dwunastolatka, który odmawia chodzenia do kościoła, mówić o jakimś poważnym kryzysie religijnym, choć nie można tego wykluczyć. To może być dla rodziców sygnał, że trzeba się przyjrzeć swojemu dziecku, zobaczyć, w jakim stopniu je znamy, ile z nim rozmawiamy, czy słuchamy jego zdania na różne tematy, jak bardzo jest ono odpowiedzialne za różne rzeczy w domu. Być może warto zmienić swoje nastawienie, swoje zasady wychowawcze, więcej rozmawiać, negocjować, nie mówić „nie, bo nie” i „tak i już”, bo wtedy prowokujemy do buntu. Jestem jednak zdania, że w tym wieku nie można dziecku pozostawiać wyboru, podobnie jak nie dajemy mu wyboru w sprawie tego, czy chce, czy nie chce chodzić do szkoły.

Kiedy jednak dziecko ma już szesnaście, siedemnaście czy osiemnaście lat, żaden nakaz nic nie pomoże. Możemy jedynie rozmawiać, podsuwać różne pomysły. Jeśli jednak syn czy córka mówią zdecydowane „nie” i na widok księdza dostają wysypki, to jedynym wyjściem jest pozostawienie im wolności.

Zwraca pani uwagę na postawę rodziców, korelację między przykładem a wymaganiem.

Jest pewna podstawowa zasada w wychowaniu, która odnosi się również do wychowania religijnego: nie da się wychowywać dzieci w czymś zupełnie innym, niż się samemu żyje. To dotyczy rzeczy ważnych, jak wiara, i tych mniej ważnych, np. porządku. Tata bałaganiarz i mama bałaganiara nie wychowają dziecka mającego zamiłowanie do porządku. Jeśli matka czy ojciec nie ścielą swoich łóżek rano, to nie mogą wymagać, by dziecko się tego nauczyło. Prędzej czy później dziecko im powie: A wy? Ono może kiedyś, w życiu dorosłym, będzie porządne na zasadzie przeciwwagi.

Z praktykami religijnymi sprawa ma się podobnie: Jest dużo łatwiej, jeśli rodzice z małymi dziećmi chodzą razem do kościoła, niż jeżeli dziecko szybko odkryje, że tata np. ogląda w tym czasie telewizję. Poza tym, jeżeli wyjście do kościoła w niedzielę jest jedynym wydarzeniem religijnym w rodzinie, to dzieci zaczną je w pewnym momencie podważać, bo to będzie nudne, bo to nie będzie wkomponowane w całość obrazu.

Często słyszę, że w imię poważnego traktowania dziecka, należy pozwolić mu decydować o pójściu lub nie do kościoła.

Po pierwsze byłabym za tym, żeby wykazać zainteresowanie. Chodzenie do kościoła to jest poważna sprawa, zwłaszcza jeżeli jest to rodzina religijna. Rozwiązaniem nie jest ani mówienie: ja ci każę, ty masz chodzić, ani stwierdzenie: jeśli nie chcesz, to nie chodź. Według mnie, między jednym a drugim powiedzeniem tak naprawdę nie ma wielkiej różnicy. W obu przypadkach jest swoista obojętność i formalizm. W jednym przeradza się ona w danie wolności, czasami przedwcześnie, a w drugim – w sztywny nakaz. W obu wypadkach młody człowiek nie czuje, że dla rodziców to jest ważne, że chcieliby poznać jego uczucia i przemyślenia, chcieliby mu pomóc.

Jeżeli nawet udaje się nam porozmawiać i w wyniku tej rozmowy dochodzimy do impasu: dziecko słucha naszych argumentów, my jego, ale skutek jest taki, że ono nie idzie do kościoła. Zgodzimy się? Pozwalamy nie pójść? Nie pójdzie raz, drugi, dziesiąty, nie będzie chodzić rok. Co dalej?

Za tym, co ojciec mówi, stoi błędne założenie, że bez walki, bez przymusu nie da rady, oraz drugie – że rozmowa to walka na argumenty. Rozmowa to przede wszystkim słuchanie i dzielenie się. Takie jest moje doświadczenie jako psychoterapeuty rodzinnego. Rozmowa ma niezwykłe znaczenie. Ludzie, którzy ze sobą rozmawiają, wychodzą ze swoich sztywnych stanowisk. Jakoś nie mam obrazu nastolatków, którzy mają klapki na oczach. Najczęściej to rodzice je mają. Dorośli patrzą zbyt prosto. Myślą: skoro nastolatek jest zbuntowany, to trzeba go za wszelką cenę ujarzmić, żeby był grzeczny.

Zapytam o integralność postaw. Jak się zachować w przypadku, gdy dziecko, które chodziło do katolickiego gimnazjum, po pójściu do liceum mówi, że już nie chce chodzić na religię, bo wybiera etykę?

Nie wiem, trudno mi się wypowiedzieć, ale wyobrażam to sobie jako reakcję przeciwwagi, bo jeżeli ktoś był w szkole, dajmy na to u sióstr, to tam rzeczywiście może być więcej religijności niż mniej. A jeśli czegoś jest za dużo, to każdy człowiek w sposób naturalny taką sytuację reguluje. Być może religii było po prostu dla niego za wiele.

A co z osobami, które w szkole średniej przewinęły się przez duszpasterstwa szkół średnich, a potem, po zdaniu matury nagle odeszły z Kościoła. To jest pytanie o model. Dla wielu nastolatków duszpasterstwo jest często całym życiem. I ono się nagle kończy.

Odróżniłabym duszpasterstwa od szkół wyznaniowych. Szkoły są jednak często wybierane przez rodziców. Natomiast nastolatki, które w szkole średniej trafiają do duszpasterstwa, przychodzą z własnej inicjatywy, bo tam zaczyna im się podobać, tam są przyjaźnie. Duszpasterstwo tylko częściowo ma aspekt religijny. Ono zaspokaja też bardzo wiele innych potrzeb młodych ludzi – potrzebę przyjaźni, ciekawego spędzania wolnego czasu. Potem idą na studia, wchodzą w inne środowisko. Wtedy często się okazuje, że w tym duszpasterstwie byli nie z potrzeby wyrażania i zgłębiania własnej religijności, a jedynie ze względów towarzyskich. Taka jest kolej rzeczy.

A co wychowaniem do praktyki sakramentalnej?

Dobrze, gdy rodzice uczą swoje ośmio, czy dziewięcioletnie dziecko przystępowania do sakramentu spowiedzi. Z nastolatkiem już tak nie można. Jeśli dziecko narozrabia, a rodzice, nie daj Boże, powiedzą, że ma pójść do spowiedzi, to najlepsza droga do tego, żeby młody człowiek przestał chodzić do spowiedzi w ogóle. Brutalne wchodzenie w czyjąś intymność bardzo rani, zamyka na możliwość korzystania z tego sakramentu. W wychowaniu religijnym niezwykle istotny jest przykład – najpierw trzeba dziecku towarzyszyć i prowadzić je za rękę, pokazując swoją wiarę. Potem stopniowo należy się wycofywać – dawać świadectwo, a jednocześnie pozwolić na to, by młody człowiek sam kształtował swoją religijność.

Często dzieci skarżą się, że rodzice nadużywają argumentów religijnych w wychowaniu. Mówią, że Pan Bóg ich za coś ukarze, gdy coś zrobią albo nie.

Używanie Pana Boga jako straszaka albo dozorcy to ogromna krzywda, którą wyrządza się dziecku. To też jeden z powodów, dla których młody człowiek odchodzi od wiary. I zanim odkryje, że Pan Bóg jest miłością, może się bardzo pokaleczyć.

Druga sprawa z tym związana to obraz ojca. Niejednokrotnie podczas terapii indywidualnej doświadczam tego, jak bardzo wśród osób wierzących problemy związane z osobistą relacją z Panem Bogiem mają swoje źródło w obrazie ojca, zwłaszcza jeśli bywał zbyt ostry, brutalny czy nieobecny dla dzieci. Jeśli do tego dochodzi jeszcze przekaz związany ze straszeniem Panem Bogiem, to mamy pracę terapeutyczną na długie lata.

A jeśli się tak stanie, że dziecko rzeczywiście przestanie chodzić do kościoła? Rodzice mają poczucie winy i przegranej, że zawiedli jako wychowawcy. Czy oni mogą się jakoś „rozgrzeszyć”?

Poczucie winy jest złym doradcą. Jeśli jest się rodzicem dorosłego dziecka, które nie chodzi do kościoła, dobrze jest zrobić bilans, zadać sobie pytanie: czy my się w czymś przyczyniliśmy do tego, że nasz dwudziestolatek przestał chodzić do kościoła? Może za mało rozmawialiśmy, może za mało interesowaliśmy się drogą duchową naszego dziecka, może nie zachęciliśmy go do pójścia do duszpasterstwa, do szukania różnych odpowiedzi?

Nie jest to również czas, by gwałtownie coś naprawiać, bo wielu rzeczy nie da się nadrobić. Tego, co można było jeszcze zrobić z dziesięciolatkiem, nie można nadrobić z dwudziestolatkiem. A tego, co należało omówić z piętnastolatkiem, nie rozważymy wspólnie z trzydziestolatkiem. Pozostaje wtedy ufna modlitwa za dorosłe dziecko i budowanie z nim dojrzałej relacji. Paradoksalnie w ten sposób możemy się przyczynić do dobrej więzi dzieci z Panem Bogiem. Niedawno podczas ślubu kogoś znajomego usłyszałam bardzo mądre zdanie księdza skierowane do rodziców młodej pary: „Gdy wasze dzieci były małe, mówiliście im o Panu Bogu, teraz to się skończyło, teraz mówcie Panu Bogu o swoich dzieciach”.

A co z ostentacyjnymi reakcjami? Ktoś zawiera ślub w urzędzie stanu cywilnego i tato mówi, że nigdy tam nie przyjdzie.

Takie reakcje są okrutne, choć oczywiście można je zrozumieć. Czy młodzi ludzie wezmą ślub cywilny czy kościelny, to ich wolny wybór. Jeżeli rodzice kochają swoje dziecko, to dobrze, żeby mu towarzyszyli w ważnych chwilach jego życia, także wtedy, gdy te wybory są niezgodne z ich światopoglądem. Ślub cywilny to przynajmniej jest jakiś ślub, ale co mają robić rodzice, kiedy ich dziecko żyje w konkubinacie? Czy mamy ich odwiedzać, czy mamy ich zapraszać? Bo czy to nie jest zgoda na niemoralne życie?

Najbliższe jest mi chyba takie rozwiązanie, kiedy rodzice mówią otwarcie, najlepiej raz, że nie akceptują tego wyboru, że on się im nie podoba, że oni sami wybraliby inaczej, podkreślając jednocześnie, że nadal tak samo kochają swoje dziecko. Groźba zerwania relacji lub jej realizacja są przecież bezpardonowymi próbami wpływania na decyzję. Trudno wtedy mówić o wolnym wyborze. Obie strony muszą uznać, że mają prawo do swojego życia i swoich wyborów.

Zapytam jeszcze o, nazwijmy to, dylematy babć, które często pytają, czy one mają te dzieci po kryjomu zabierać do kościoła, wiedząc, że rodzice do niego nie chodzą?

Nie jest dobrze, jeśli w rodzinie jedni robią różne rzeczy w tajemnicy przed drugimi. Najbardziej poszkodowane są wtedy dzieci. Dziecko szybko poczuje dyskomfort takiej sytuacji. Zachęcałabym babcie, żeby porozmawiały ze swoimi dorosłymi dziećmi. To oni są rodzicami. Oni mają prawo do decydowania o wychowaniu dzieci i należy ich zapytać, czy możemy zadbać o religijne wychowanie wnuków. Nie może się to jednak odbywać w atmosferze walki i przeciągania dziecka na jedną lub drugą stronę.

Przekaz wiary jest bardzo ważny. Wymaga od rodziców naprawdę poważnych i czytelnych deklaracji. Jako rodzice musimy mieć bardzo wiele ufności, że jeśli wiara jest przez nas przekazywana, to coś z niej w dziecku zostaje. Ale jednocześnie nie wolno zapominać, że każdy człowiek musi wiarę wybrać osobiście i że jest ona łaską.

rozmawiał Roman Bielecki OP
W drodze nr 6(442) 2010

15 komentarzy:

owieczka pisze...

Małe dzieci, mały kłopot ....
Kiedy podrosną trudno wymagać posłuszeństwa w sprawach wiary, ale też... trudno patrzeć obojętnie, jak postępują niefrasobliwie. Potrzeba rozmowy, świadectw, cierpliwej modlitwy, ufności w Boże Miłosierdzie....
Kiedyś zauważą, że Kościół to nie formuła, tylko żywa obecność Chrystusa, który nadaje życiu sens ... mam nadzieję ... ufam Bogu, że zauważą :)
Najlepszymi nauczycielami pokory są często nasze własne dzieci, bo przecież to wszytko dla nich robimy ... Najważniejsze, żeby być OBOK NICH ... nie za blisko i nie za daleko ... :)

Jakub Ruszniak pisze...

Jedna myśl tutaj wydaje mi się szczególnie ważna. Używanie Pana Boga jako straszaka albo dozorcy. Wydaje mi się, że wielu ludzi i nie tylko młodych patrzy na Pana Boga, jak na takiego wielkiego Sędziego. Kogoś kto tylko patrzy jak ci się noga powinie. Zastanawiam się, czy takie przekonanie właśnie nie bierze się, stamtąd. Od rodziców, którzy tak przedstwiają Pana Boga.
W każdym razie ciekawy tekst. Pozdrawiam, z Panem Bogiem! :)

Monastyczny pisze...

Może bardzo prosto to napiszę, ale w sytuacji, kiedy dziecko przeżywa bunt wiary, najlepszy rozwiązaniem jest modlitwa.

Oczywiście błędy w wychowaniu dziecka mogły zaistnieć, ale w takich sytuacjach nawet wskazane jest, aby poprosić innych o modlitwę.

slavkosnip pisze...

Dobra modlitwa tak. Ale poparta rozsadnym działaniem jeszcze lepiej!:)

Anonimowy pisze...

Ja powiem tak. Dzisiaj zapomniano w wychowaniu o posłuszeństwie dzieci względem rodziców. Wychowuje się często dzieci bezstresowo, będąc rodzicem zestresowanym. Zycie to jeden stres i nie ma wychowania bezstresowego. Dawniej msze były w j. łacińskim i nikt nie mówił, ze ma być w kościele przyjemnie, na religii przyjemnie. Wiara wiąże się nie tylko z przyjemnościami. "Wymagajcie od siebie" tak mówił Papież do młodych. A oni dzisiaj żyją w związkach wolnych i odchodzą od kościoła, bo tam jest wymaganie-by żyć w czystości. Powodem najczęstszym odchodzenia od kościoła sa własne przykazania.

Anonimowy pisze...

Jestem dzieckiem bogobojnych rodziców. Odkąd sięgam pamięcią niedzielna msza w mojej rodzinie była obowiązkiem, każdy sprzeciw karany był karą cielesną (czyt. bicie kablem, klęczeniem na grochu, glodzeniem). Jeśli coś przeskrobalam to po biciu musiałam całować po rękach ojca. Jak odeszłam od męża, to musiałam błagać ojca o przyjęcie mnie i moich dzieci pod jego dach, a kiedy się zgodził dostałam razy, za to że od niego odeszłam. Obecnie jestem dorosła mam trzy córki prawie dorosłe, jestem rozwódka bo mąż był alkoholikiem stosujacym przemoc. Małżeństwo zawarłam z przymusu. Nie wierzę w boga. Gdyby był, nie pozwolił by cierpieć mi i moim córkom. Moim córkom dałam wybór ale powiedziały, że nie chcą być takie jak dziadkowie.

Anonimowy pisze...

Wciąż pamiętam mój ból małżeństwa, kiedy mój mąż mnie opuścił, Dr.Agbazara z AGBAZARA TEMPLE przywróciła mi kochanka w zaledwie 2 dni, chcę tylko podziękować Wam za zaklęcie i spodziewamy się naszego pierwszego dziecka. Jeśli masz problemy małżeńskie, spróbuj skontaktować się z TEMPLE AGBAZARA: ( agbazara@gmail.com ) Lub WhatsApp mu na: ( +234 810 410 2662 )

rodric camela pisze...

Jest to świadectwo, które każdy musi przeczytać, jestem tutaj, aby poinformować cały świat o człowieku, który uratował mój związek, a ten wielki człowiek nazywa się Dr. IZOYA. Rzeczywiście wykonał dla mnie świetną robotę, sprowadzając mojego byłego kochanka, który mnie opuścił i obiecuje, że już nigdy do mnie nie wróci. Dzięki temu zdałem sobie sprawę, że podając światu szczegóły dr. IZOYY, przyniosą one wiele korzyści tym, którzy mają zepsute domy lub związki, aby pomóc mu naprawić ten zerwany związek lub małżeństwo. Możesz skontaktować się z nim za pośrednictwem jego adresu e-mail: drizayaomosolution@gmail.com. lub jego numer aplikacji what's +12098373537. Skontaktuj się z nim i sprawdź, jak Twój problem zostanie rozwiązany w ciągu 24 godzin. Specjalizuje się także w następujących kwestiach ... (1) Chcesz odzyskać swojego byłego. (2) Chcesz awansować w swoim biurze. (3) Chcesz, aby mężczyźni / kobiety podążali za tobą. (4) Chcesz dziecka (5) Jesteś przedsiębiorcą i chcesz wygrywać kontrakty (6) Chcesz, aby twój mąż był twój na zawsze (7) Potrzebujesz pomocy duchowej. (8) Zostałeś oszukany i chcesz odzyskać utracone pieniądze. (9) Zatrzymaj rozwód (10) Przywoływanie rytuałów pieniężnych (11) Wygraj wybory

blogger pisze...

Dr.Agbazara is a great man,this doctor help me to bring back my lover Jenny Williams who broke up with me 2year ago with his powerful spell casting and today she is back to me so if you need is help contact him on email: ( agbazara@gmail.com ) or call/WhatsApp +2348104102662. And get your problem solve like me.

Anonimowy pisze...

Dr.Agbazara is a great man,this doctor help me to bring back my lover Jenny Williams who broke up with me 2year ago with his powerful spell casting and today she is back to me so if you need is help contact him on email: ( agbazara@gmail.com ) or call/WhatsApp +2348104102662. And get your problem solve like me.

Anonimowy pisze...

Rodzice skutecznie zniechęcili mnie do Kościoła ciągłymi pytaniami typu "byłeś w kościele?", albo "byłeś u spowiedzi?".
Wszystko w tonie nie tolerującym odpowiedzi "nie", albo "to moja sprawa". W obronie mojej wolności zacząłem ich okłamywać i zamiast do kościoła wychodziłem gdzieś z domu.
Brak szczerości zniszczył nasze relacje.

Lepiej mieć bliską i szczerą relację z dzieckiem, które nie chodzi do kościoła, niż relację chorą w zamian za złudną świadomość, dobrego, katolickiego wychowania.

Musiałem się wyprowadzić by odzyskać poczucie wolności i kontroli nad swoim życiem. Po wielu latach, chyba za sprawą cudu powoli wracam do Kościoła.
Jednak wciąż mam problem by pokazać światu i zrezygnować z wyznawanej wcześniej zasady "moja wiara, moja sprawa". Może w głębi serca wciąż się buntuję? Może nie chce pokazać rodzicom, że ich wychowanie zdało egzamin? Albo zwyczajnie nie chcę pytań typu "A co ty taki religijny się zrobiłeś"?

Unknown pisze...

Moje serce zostało złamane. Nigdy nie wierzyłem, że odzyskam moją byłą ponownie, dopóki Dr Trust nie przyprowadził mojej byłej w ciągu 24 godzin z potężnym zaklęciem miłosnym. Jest niezawodny, aby uzyskać pozytywny wynik, skontaktuj się z rzucającym zaklęcia dla zaklęcia miłosnego na e-mail: {placeofsolutiontemple@gmail.com} lub WhatsApp na + 1 443 281 3404

Anonymous pisze...

Życie może być czasem zabawne, jedna minuta jest przyjemna, a następna jest zupełnie inna. Mój małżonek i ja żyliśmy bardzo pięknym życiem przed niespodziewanym chaosem, życiem bez skaz i nieufności, dopiero gdy mieliśmy problemy z utrzymaniem naszych dzieci, przestał płacić i znalazł przygodę na zewnątrz flirtując ze swoim małżeńskim domem, hojnie obdarzając wszystko, co wycierpieliśmy i za to co pracowaliśmy nad niepotrzebną przyjemnością czułam w sobie tę pustkę nie miałam pojęcia jak pomóc ratować mój związek z nim bo nie wracał do domu, spóźniał się, pił, palił robi różne rzeczy nigdy tego nie robiłem... Ale dzięki człowiekowi, który wniósł radość i stabilność do mojego domu, dr Egwali, człowiek dobrych uczynków, jest taki prawdziwy i uczynny, ponieważ próbowałem i zaufałem... Porozmawiaj z nim o swoich lękach i będziesz zadowolony, że to zrobiłeś. WhatsApp lub Viber +2348122948392 lub e-mailem dregwalispellbinder@gmail.com

Anonimo pisze...

Widziałam w sieci komentarz, jak UDAMA ADA sprowadziła swojego męża, który wyjechał na tygodnie. Skontaktowałem się z Buddą, powiedział mi co mam robić i zrobiłem zgodnie z jego instrukcjami. To wszystko, nagle wszystko się zmieniło. Teraz znów jestem szczęśliwy. Jeśli przeżywasz trudne chwile w swojej rodzinie, firmie i życiu, możesz skontaktować się z UDAMA ADA poprzez e-mail: ( udamaada@gmail.com )

Tekst WhatsApp
+27 65 897 8226

Anonimowy pisze...

Naturalne zioła wyleczyły tak wiele chorób, że leki i zastrzyki nie mogą wyleczyć. Widziałem wielkie znaczenie naturalnych ziół i cudowną pracę, jaką wykonali w życiu ludzi. Czytałem w Internecie zeznania ludzi na temat tego, jak zostali wyleczeni z opryszczki, HIV, diabetyków itp. przez ziołolecznictwo Dr.DAWN, więc postanowiłem skontaktować się z lekarzem, ponieważ wiem, że natura ma moc uzdrawiania wszystkiego. Zdiagnozowano u mnie HIV przez ostatnie 7 lat, ale Dr DAWN wyleczył mnie swoimi ziołami i od razu skierowałam do niego ciotkę i jej męża, ponieważ oboje chorowali na opryszczkę i też zostali wyleczeni. Wiem, że trudno w to uwierzyć ale jestem żywym świadectwem. Próbowanie ziół nie zaszkodzi. Jest także rzucającym zaklęcia, rzuca zaklęcia, aby przywrócić rozbite małżeństwa i zaklęcia powodzenia, aby prosperować i doskonalić się w życiu. Skontaktuj się z Dr.DAWN e-mail: ( dawnacuna314@gmail.com )
Whatsapp: +2349046229159/
+3550685677099